Bois d’Armanie imponuje wielością aspektów, która porusza. Imponuje nieprzesadzonym minimalizmem, które czuć od pierwszej chwili. Choć nie jest bez wad, jego elegancka kobiecość zachwyca. I mimo że jest zapachem męskim.
Irys? Pieprz, w dodatku czerwony? Nic tych rzeczy. Pieszczony ciepłem skóry wydobywa cienkie strugi smolistych żywic. I jakże by inaczej – jest w nim też kadzidło. Takie prawdziwe. Olibanum, ukryte gdzieś głęboko w małym puzderku, pachnie. Pachnie miękko, kocio, prawie niezauważalnie. Obok skrzydła podwinęła paczula. Czekam więc. Może za chwilę wyjdą. Rozprostują swoje kości.
Bois d’Armenie nie wydaje się idealnym zapachem na obecną aurę. Niesie w swoich rękach za dużo ciemności. Za bardzo asfaltowy się wydaje. I za bardzo skórzasty. Benzoin odwala swoją robotę w stu procentach. Skleja kończyny innym w sposób niezwykle skuteczny. Nawet pulsująca w żyłach krew nie sprawia, że kadzidło się podnosi. Paczula próbuje oderwać się od ziemi. Już nawet prostuje te swoje małe skrzydełka, ale po kurzym locie znowu pada.
Później jest jeszcze ciemniej. Annick Menardo hojnie rozdaje eliksir mroku. Wlewa go w gardła do nieprzytomności.
Paradoksalnie, Bois d’Armenie nie ma długich rąk. Jest jak tysiąc czarnych dziur, które oblepiły skórę. Wciągają tylko to, co bliskie. I czasotrwaniem też nie grzeszy…
Nuty: benzoin, balsam Kopaiba, olibanum, paczula, irys, czerwony pieprz, drewno gwajakowe, piżmo, kolendra
Rok powstania: 2006
Twórca: Annick Menardo
Cena, dostępność, linia: zapach niedostępny w Polsce; woda perfumowana dostępna w pojemności 75 mL
Trwałość: średnia, około 5-6 godzin
Fot. nr 1 z guerlain.com
Fot. nr 2 z adarknessvisible.com
Fot. nr 3 z tapeteos.pl