Trussardi znowu mnie pozytywnie zaskoczyło. Po Delicate Rose, My Name idzie ścieżką, która muska nieznane obszary.
Zapach jest zimny i kwiatowy, mocno pudrowy, ale jest w nim akord zamarziętych igieł lodu. Jest bez (lilak) i jest heliotrop. ELFI FIOLET toczy zajmujący pojedynek z PYLISTYM BRĄZEM (z jakim kojarzy mi się heliotrop od czasów Love, Chloe Eau Intense). Początek jest dodatkowo podkręcony nutą bagnistą, której blisko do woni mchu. Skojarzenie z rozmarzającą syberyjską tundrą nie będą błędem. Tak samo jak z krótkim arktycznym latem, gdzie miliardy kwiatów kwitnie w krótkim czasie, żeby zlizać łapczywie nieco dłuższe promyki słońca. Później kompozycja staje się bardziej nostalgiczna i piękna w klasycznym rozumieniu.
My Name pachnie naprawdę dobrze, choć nie idealnie. W poczet wad zaliczam zbyt przykurzone tony piżmowe, które w bazie robią się coraz bardziej nieprzyjemne. Gdzieś w tle kołacze woń zbijanych tynków i proszku do prania bez kompozycji zapachowej. To jednak niuanse.
Nuty: bez, fiołek, heliotrop, lilak, piżmo, ambra, wanilia
Rok premiery: 2013
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 30, 50 i 100 mL wody perfumowanej
Trwałość: średnia, około 6-7 godzin