Jeśli chodzi o klimat zapachu to Royal Black kręci się gdzieś w okolicach Loewe 7. Jest też podobny do klasycznego Potion. To mocne, kadzidlane, ciut słodkie pachnidło.
Przy pierwszym wdechu zachwyca. Myślę, że nawet koneserzy niszy nie pozostaną obojętni na jego dymne i ostre wdzięki. Już od początku czuć zimne, otarte o klimat katedry olibanum. Czuć piękną, żywiczną różę. Ten etap oceniam na 9,5/10. Czyli klękam.
Mój nos dostrzega jednak problemy w etapach późniejszych. Patetyczny styl rozpoczęcia jest niweczony wysłodzoną, infantylną i chemiczną bazą w stylu Vabun Radka Majdana. Niektórym może się ona kojarzyć ze Spicebomb lub nawet Tobacco Vanille Forda.
Zauważyłem, że problem męskich perfum tego typu polega na tym, że świetne akordy głowy i serca są zestawione z tanimi, płaskimi bazami. Tak jak Bomba Przypraw kojarzyła mi się z roztopionymi lodami waniliowymi, tak Potion Royal Black krąży wokół podrobionych żywic, które sprzedaje się w kościołach przed Kolędą. I potrafi też rzucić w nos subtelną smugę nuty „sportowej”.
Kolejna spostrzeżenie. Klasyczny Potion był genialny, ale był też nietrwały. Potion Royal Black wydaje mi się pójściem na kompromis. Coś za coś. Na skórze wytrzymuje znacznie dłużej, ale ta pachnąca na skórze końcówka jest słaba. Z tego też powodu ja wybieram klasyczną wersję, nawet kosztem szybszego zużycia.
Nuty: kadzidło, róża, skóra, tytoń, drewno gwajakowe, pimento, piżmo, bergamotka, drewno kaszmirowe
Rok premiery: 2013
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: zapach dostępny w pojemności 50 i 100 mL
Trwałość: dobra, około 7-8 godzin