Armani na lato 2014 proponował już świetne Eau d’Aromes. Teraz debiutuje Armani Code Ice. Jaki jest?
Nie miałem wielkich nadziei wobec tej premiery. Geranium, lawenda, mięta i cytrusy w pachnidle zawierającym w nazwie człon „ice” są zapowiedzią ton kurzu, chemii i nudy totalnej. Po testach nowych perfum, okazało się, że wcale tak źle nie jest. Owszem, o rewolucji perfumeryjnej nie może być mowy, ale Armani wyszedł obronną ręką z walki o poziom swojej premiery. Nie ma więc szokujących akordów rodem z nieużywanego laboratorium szalonego chemika. Albo nie ma ich zbyt dużo.
Armani Code Ice pachnie za to naturalnym geranium, pachnie palącym i słodkim imbirem. Przede wszystkim pachnie jednak suchym, rozgrzanym kamieniem. W pewnych momentach potrafię wyłuskać tu akordy, które spłynęły do mojego nosa w
Rock Crystal Oliviera Durbano. Tylko proszę, nie wyobrażajcie sobie, że Armani jakiegoś niszowca nam przygotował. To zapach masowy, ale z pomysłem.
Bardzo niekorzystny ma jednak początek. Zionie najtańszymi nutami sportowymi, ale już po 5 minutach kompozycja ogarnia się i zaczyna pachnieć. W sercu już wyraźnie dominuje kamień, imbir i geranium. Pojawia się też nuta skoncentrowanego, bardzo słodkiego soku cytrynowego zmieszanego z pyłem ciętych płyt granitowych.
Jestem pod wrażeniem, że Armani potrafił ten zapach ukuć tak, że nie wpadł w najtańsze nuty przykurzono-sportowe. Pod tym względem podobnie obroniły się perfumy
Dolce & Gabbana Light Blue Pour Homme Discover Vulcano. Code Ice jest jednak bez dwóch zdań ambitniejszym produktem. To warunkuje moją wyższą ocenę.
Nuty: lawenda, geranium, cytryna, imbir, mięta, akord drzewny
Rok premiery: 2014
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: perfumy dostępne w pojemności 50, 75 i 125 mL jako woda toaletowa
Trwałość: bardzo dobra, około 7-8 godzin