Mediolan w maju pachnie męską częścią nowego duetu D&G.
Zastanawiałem się, co to jest za zapach. Wchodził do moich nozdrzy bez przerwy, co kilka kroków, zwłaszcza na starówce. Zgaduję zatem, że Dolce&Gabbana Light Blue Sun Pour Homme na rynku włoskim był absolutnym numerem jeden wśród męskich perfum. Później zobaczyłem, że produkty te miały oddzielne stanowiska w perfumeriach, a konsultantki psikały nimi przy wejściach w każdym sklepie.
Natomiast sam zapach po prostu zwala z nóg. Jest tak upiornie sztuczny, że trudno sobie wyobrazić skalę tego zjawiska. Połączono tu totalny kurz drzewnych utrwalaczy, agresywny ozon, tony mleczno-plastikowe, a nad wszystkim rozwieszono jedyny powiew natury – cytrusy.
Przy tym wszystkim Dolce&Gabbana Light Blue Sun Pour Homme jest bardzo ekspansywnym aromatem. Już sam fakt, że marce udało się „zaperfumować” ulice Mediolanu przy pomocy wypsikanych klientów, niech świadczy o sile i nośności tej kompozycji. Mamy tutaj dokładnie ten sam efekt, który występuje w popularnych perfumach, które kosztują 20 zł/100 mL i reklamowane są trzydniową trwałością.
To się po prostu „wżera” w skórę i zionie tym upiornie sztucznym aromatem. Co więcej, w kompozycji połączono wszystkie trzy elementy tragedii męskich pachnideł. Mamy zatem tony ulepno-słodkie, sportowe i zakurzono-drzewne. Do tego dochodzi coś mleczno-plastikowego. Bardzo podobne efekty były w perfumach Mexx – takich niebieskich, ale dokładnej nazwy już nie pamiętam.
Opinia końcowa o Dolce&Gabbana Light Blue Sun Pour Homme
Z męskich, letnich limitowanek Light&Blue ta wydaje mi się najsłabsza (najciekawsze wg mnie było Discover Vulcano i Swimming in Lipari). Zastanawiam się, czy gdyby ten płyn przelać do brzydkiej, czarnej butelki bez logo, to ludzie dalej uznawaliby to za perfumy, czy za jakiś środek chemii gospodarczej…