Ostatnio znowu zacząłem czytać oficjalne opisy perfum. Traktuję je trochę w kategorii humoru, ponieważ każdy zapach jest dla kobiety „niezależnej”, „pewnej siebie” i „zmysłowej”.
Salvatore Ferragamo Signorina Ribelle również. Już nawet nikt nie posuwa się do tego, aby próbować zmienić używane słowa. W przypadku tej premiery pojawia się jednak mały smaczek – „rebeliancki styl życia” – cokolwiek ma on oznaczać w kontekście luksusowej marki XXI wieku.
Otwarcie kompozycji jest mocne, landarynkowe. Kojarzy się też z balonową gumą do żucia. Nie jest to jednak guma szczególnie wyszukana i raczej pachnie syntetycznie. Powiedziałbym, że tym etapie aromat perfum można porównać do różu standardowej wersji Signorina EdP. Na pewno nie jest to zapach tak nasycony i niezwykły jak barwa Ribelle.
Pamiętam, że przy pierwszy teście z tych ton plastiku wyłoniły się pojedyncze nuty, które przypomniały mi naturalny absolut tuberozy. Składnik ten oficjalnie nie występuję w Salvatore Ferragamo Signorina Ribelle, lecz charakterystyczny niuans palonej opony jest możliwy do wykrycia kilka minut po aplikacji. Nie od razu, ale też nie po dłuższym czasie. Między innymi dzięki temu akord kwiatowy w tej miksturze zbiera sporo punktów.
Niestety, po mnie niż godzinie wszystko zaczyna się minusować. Kwiaty opadają z sił. Cała moc perfum karleje. Nie ma słodyczy, nie ma gum do żucia, ani nawet palonej opony. Zostaje tragicznie zakurzona, wtórna i tania baza. Jest w niej miejsce tylko dla najtańszych imitacji drewna, piżma i ambry. Dramat rodem z perfum za 20 złotych z bazaru.
Opinia końcowa o perfumach Salvatore Ferragamo Signorina Ribelle
Ciekawy początek, który wysoki poziom syntetyczności łączy z ciekawą grą i ideą kreacji, nie wystarczy, aby ocenić te perfumy pozytywnie. Powiem więcej – tak krótki czas życia tych ambitniejszych akordów jest dla mnie pewnym oszustwem. Po godzinie z tej opowieści nie zostaje NIC. I wówczas wyczuwamy tylko aromat podróbkowy. Już dawno nie spotkałem perfum, które utraciłyby aż tyle w tak krótkim czasie.
Idziemy do perfumerii. Kupujemy. A później jest ZONK!!! I tak sobie myślę, że dla doświadczenia tego efektu można nawet je przetestować naskórnie.