
Przede mną trudna do napisania recenzji.
Chodzi tylko o to, że Hugo Boss Alive to ani nie są perfumy dobre, ani złe. W zasadzie trudno odnieść się do tego, jak pachną, ponieważ dla mnie jest to woń pozbawiona jakichkolwiek emocji. Podejrzewam, że głównym zamierzeniem producentów było stworzenie zapachu, który ma podobać się i fanom słodziaków, i fanom kwiatów, i fanom owoców.
Postrzegam tę kompozycję jako miks wszystkiego, czego doświadczaliśmy w perfumerii na przestrzeni ostatnich 10 lat. Byłoby to wielką zaletą, gdyby Alive rozwijało swoją opowieść i naprawdę pokazywało tak wiele wątków. Niestety, tak się nie dzieje. Wątek jest tu jeden. Nie mamy tutaj aktorskiej gry. To trochę tak, jakby do teatru wkroczyli porywacze. Aktorzy zostają pojmani i wrzuceni do maszynki do mielenia mięsa… I wychodzi z tego Hugo Boss Alive. Tak jak w mięsie mielonym, możemy zobaczyć grudki tłuszczu, elementy bardziej krwiste czy o nieco odmiennej barwie. Natomiast wszystko jest połączone nierozerwalnie.

Nasza pulpa składa się z białego kwiecia, słodkich owoców, słodkich przypraw. Generalnie rzecz ujmując perfumy te mogłyby być kolejnym flankerem The Scent for Her.
Żeby jednak być obiektywnym, muszę napisać, że składniki nie tworzą wrażenia bardzo taniego i z niskiej półki. To jest jedyna, zauważalna zaleta tej mikstury. Drugą, choć mniejszą jest fakt, że zachowana zostaje pewna mobilność nut. W ramach tej zmielonej mieszanki czasami pojawi się coś kwaśnego, innymi razem nieco bardziej spożywczego lub kwiatowego. Oczywiście, to cały czas jest nasza mielonka, ale z rzadka coś się w niej ruszy.
Na sam koniec napiszę o tym, że baza kompozycji też nie jest tragicznie chemiczna, a po prostu przyjemna w odbiorze.

Opinia końcowa o perfumach Hugo Boss Alive
To zapach, który idealnie wpisuje się w uniwersalny, totalnie bezpieczny wizerunek marki Hugo Boss. Podejrzewam, że gdybyśmy wlali do wielkiej kadzi wszystkie perfumy dostępne obecnie w perfumeriach sieciowych, to wyszłoby nam coś podobnego.

Kampania Alive




