Ostatnia z cartierowskich rzek to rzeka poświęcona tonom fiołkowym
W swojej kategorii Cartier Insouciance nie zachwyca. Jest to zapach prosty, wtórny wobec szerokiego nurtu kompozycji fiołkowych, lecz jednocześnie nie jest zły sam w sobie. Można dowąchać się tu naturalnego fiołka z jego szerokim spektrum nut: od zgniłej zieleni po chłodną pudrowość. Zupełnie jednak pominięto frakcje słodkie, landrynkowe i kandyzowane. Insouciance cały czas pozostaje raczej wonią sterylną, która klimatem nawiązuje do legendy tej nuty – Paris L’Essence. Oczywiście, tutaj nie mamy całego bogactwa leśnej zieleni i w ogóle to nie ten poziom, ale sam fiołek ma podobny wyraz.
I w zasadzie mamy ten jeden obraz. Perfumy nie mają szansy na zaprezentowanie zmian, ponieważ znikają po jednej lub dwóch godzinach przy jednej aplikacji na skórze. Fiołek pozostaje zatem od początku do końca. Jest jednak lekki, chłodny i wyraźnie czuć, że jego bazą są składniki pośledniejsze o neutralnym tonie zapachowym – zapewne syntetyki piżmowe i drzewne.
Opinia końcowa o perfumach Rivieres de Cartier Insouciance
Według mnie to najsłabsze ogniwo nowej, wakacyjnej linii Cartier.