Marki Creed też już dawno nie było na blogu
Okazją do jej powrotu jest premiera nowych perfum – Wind Flowers. Zapach opisywany jest jako kwiatowy, świeży i kobiecy. Natomiast praktyka pokazuje nieco inny opis. Tak czy inaczej, to bardzo ciekawa kompozycja, która z pewnością może zaintrygować fanki kwiatowych aromatów.
W oficjalnym spisie nut widzimy morze białych kwiatów oraz różę. Jest to ważne, dlatego że akord kwiatowy – główny bohater perfum – jest niebywale dobrze zrobiony. Kojarzy się wprost z kwiatami różowymi – piwonią, frezją. Pamiętam, że podczas pierwszego testu nadgarstkowego przed oczami pojawiły mi się Narciso Rodriguez for Her EdP, w których również ten efekt był widoczny. Nie jest to zatem wprost kwiat pomarańczy, róża czy tuberoza, ale właśnie różowe kwiaty (które formalnie w spisie nut nie są wymieniane).
Zapach jest dość chłodny, ale nie tak zimny jak wspomniane for Her. Może kojarzyć się z chłodną kwiaciarnią, której witryny ogrzewają promienie słońca. Momentami może poddusić bogactwem płatków, ale zachowuje przy tym naturalny wydźwięk, co jest niezmiernie istotne. W drugim rzucie Creed Wind Flowers zaczyna nawiązywać stylem do Rouge Bunny Rouge Muse – tam połączono frezję i jaśmin. Dla mnie cenną cechą jest właśnie to, że perfumiarz pracujący dla marki Creed stworzył obraz tak daleki od kwiatowej sztampy.
I dopiero po wielu godzinach, akord różowych kwiatów zaczyna tracić moc, a jego miejsce zajmuje akord słodszy, piżmowo-waniliowy, nieco smakowity. Nie jest on jednak przesłodzony, ani bardzo intensywny. Stanowi rodzaj powidoku. Nie pachnie przy tym tanio czy syntetycznie, co jest potwierdzeniem wartości Wind Flowers. Wierzę, że na tym etapie może kojarzyć się z wielkimi hitami mainstreamu, ale podkreślę raz jeszcze, że kompozycja nie traci jakości.
Opinia końcowa o perfumach Creed Wind Flowers
Bardzo udana interpretacja akordu kwiatowego i ciekawe zagranie pozornie nudnymi składnikami.