Markę Moncler kojarzymy z luksusowymi kurtkami, ale ledwie kilkanaście tygodni temu na rynku pojawiły się ich perfumy
Moncler Pour Femme to kompozycja wyczarowana przez Quentin Bischa. Zapach opisywany jest jako kwiatowo-piżmowy, ale zupełnie nie oddaje to jego klimatu i tego, czym naprawdę pachnie.
A pachnie bajecznie i jest czymś, czego na rynku o tej pory nie było, choć skojarzeń w głowie rodzi się wiele. Początkowy akord jest chłodny, metaliczny, nieco przypomina zmrożony pyłek mielonych migdałów. Może to nawet nuta kremu Nivea? Niektórym może przypominać Hypnotic Poison, innym Narciso Eau de Parfum, choć tak naprawdę daleki jest i od pierwszego, i od drugiego. To taki wełniany, nieco gryzący szal założony na siarczystym mrozie.
Później Moncler Pour Femme nieco się zagęszczają. Wzrasta o kilka stopni ich temperatura. Z kremu nivea przechodzi we frakcje kremu śmietankowego. Pojawia się delikatna, pudrowa słodycz. Natomiast trudno to opisać, bo w każdej chwili zapach ten pachnie na kosmicznym poziomie. Jest zmienny i naprawdę wyjątkowy. Cechą charakterystyczną pozostaje jednak czystość i przejrzystość.
Wielkie brawa należą się też za kreację nuty bazowej, w której dominują ciepłe, drzewno-waniliowe efekty. W tym momencie nasuwa mi się podobieństwo do Le Lion de Chanel i Eutopie No. 4. Z tym, że tam wyglądało to klasycznie i bardziej przewidywalnie. Quentin Bisch tej przyjemnej z pozoru bazie nadał iskrę szaleństwa. Wprowadził niuanse metaliczne i chłodniejsze – tak jakby trochę początkowego akordu przeniósł do bazy.
Opinia końcowa o perfumach Moncler Pour Femme
Kiedy wydawało się, że już nic mnie zaskoczy, to testy tych perfum sprawiły, że dusza zapachowego odkrywcy została zadowolona. Absolutnie polecam testy. Istotne jest to, żeby próbować je oddzielnie – bez innych perfum na nadgarstkach lub na sobie, bo to kompozycje wymagająca skupienia. Nie jest bardzo głośna, ale jej piękno i jakość są bezdyskusyjne.
To drugie 9 dla Quentina Bischa w bardzo krótkim czasie – tuż po Radiant Mirage.