Ten zapach musiałem potestować nieco dłużej, ponieważ jego wartość nie jest tak oczywista jak Magenta Tanzanite
Armani Prive Indigo Tanzanite pachnie paczulą. I to jest nuta pierwszego planu przez cały czas trwania tej kompozycji na skórze, na papierze, na ubraniach, słowem – wszędzie.
Forma paczuli jest złożona, co osiągnięto za sprawą gry innych składników. Dominuje jej akcent ziemisty i kakaowy, ale z drapiącą słodyczą w tle. Przypomina też Nouveau Genre, choć więcej tu wytrawności oraz chłodu. Czasami Indigo Tanzanite dosłownie przenosi nas z ziemistej krypty (standardowy zapach paczuli) do krypty wyłożonej kamieniem, chłodnej, do której z góry spływają szczątki kadzidlanego dymu. Z tego powodu perfumy te są wręcz odpychające na początku, a na tle rozkosznie-przyjemnej Magenty mogą uchodzić po prostu za brzydkie.
Kompozycyjne są dość proste, bo paczula pozostaje w swoim obszarze cały czas. Natomiast podczas noszenia globalnego zauważymy wiele ciekawych detali. Czasami będzie to nuta pudrowo-mleczna, czasami wspomniane kadzidło i kamień. Jest szansa na cień korzennego elementu i całkiem sporo gorzkiego kakao.
W bazie perfumy Armani Prive Indigo Tanzanite wyraźnie się ocieplają, zyskują wręcz waniliowy odcień. Pachną wtedy tak, jakby w tej krypcie pająki uwiły sieci z pluszowych nici. Zapach staje się wtedy komfortowy, otulający i nawiązuje w końcu do Magenty (choć wciąż w stopniu niewielkim).
Opinia końcowa o perfumach Armani Prive Indigo Tanzanite
Ciekawa odsłona paczuli, która zadowoli zwłaszcza osoby gustujące w jej kakaowych wersjach, np. Serge Lutens Borneo 1834.