Kobaltowy Niegrzeczny Chłopiec
Nie wiem, co mam myśleć o takich premierach. Pachnie to megawtórnie, nie do zapamiętania. Na tle wszystkich nowości dla mężczyzn prezentuje jednak dość wysoką dbałość o szczegóły. To znaczy, że Carolina Herrera Bad Boy Cobalt zmienia się na skórze i, co dla mnie zaskakujące, pachnie dość miło w bazie, na pewno lepiej niż klasyk. Nie zmienia to jednak faktu, że składnikowo wciąż jesteśmy na poziomie niskiej półki.
Zapach jest słodki, lepki, zdecydowanie lepszy w jesienno-zimowej aurze. Idąc w centrum miasta wczesnym popołudniem, kiedy słońce przygrzewa już wysoko, można wręcz poczuć duszności. Perfumy rozpoczynają się tak, jak kończył się klasyk. Zasłodzona lawenda z kurzem niemal nas oblepia, ale to zapewnia odczucie dużej mocy.
Z czasem kompozycja zyskuje. Zaczynają się pojawiać akcenty drzewne, trochę ziołowe. Z morza tragedii wychodzimy na jakieś malutkie wyspy przyzwoitości zapachowej, ale to wciąż mało. Gdzieś w tle może nawet jakiś owocowy likierek mrugnie… Na pewno w bazie Bad Boy Cobalt dzieje się więcej niż na smutnym i masowym początku.
Opinia końcowa o perfumach Carolina Herrera Bad Boy Cobalt
Nie zmienia to jednak faktu, że to kolejny nudziak, którego za pół rok nikt nie odróżni od następnej premiery… Poniekąd jest to fascynujące, że większość męskich premier bazuje od wielu lat na tych samych nutach i wszystkie się sprzedają… A takie H24 siedzi cicho i nikt ich nie chce.