Zapach Kenzo Ciel Magnolia dostępny na Sephora.pl (KLIK)
To miał być mój numer jeden. Tak przewidywałem, ponieważ twórcą kompozycji jest tutaj Quentin Bisch
I w zasadzie to nie są bardzo złe perfumy, ale miałem nadzieję na coś, co sprawi, że pochłonie mnie zachwyt. Natomiast Kenzo Ciel Magnolia pachną ładnie, dość słodko, nieco roślinnie i zielono, lecz wpisują się w kanony. Przy tym nie mogę oprzeć się wrażeniu, że poziom syntetyczności jest tu zbyt wysoki, a cała kompozycja płaska. Momentami nachodzi mi na myśl jeden z tych wycofanych, różowych aromatów Lacoste, choć nie pamiętam, który dokładnie (bodajże Touch of Pink). Przypomina mi aromat tanich szminek, może jakichś budżetowych kosmetyków kolorowych… Jest w tym jednak jakaś doza uroku, niewielka, ale jednak.
Quentin Bisch tak jakby stworzył jeden akord. Mamy zatem pudrowy róż, trochę zieleni, trochę landrynek. Sama magnolia raczej należy do tych „sztucznawych”, to znaczy, że nie poczujemy tu wprost naturalnego kwiatu.
Ciekawym punktem jest natomiast to, że Ciel Magnolia pachnie niemal niezmiennie od początku do końca, po prostu stopniowo traci moc. Dzięki temu zabiegowi baza pachnie dość przyjemnie. Nie wychodzą z niej tragiczne i tanie utrwalacze, ale wciąż mamy ten jeden akord tytułowy (który naturalnością jednak nie grzeszy).
Opinia końcowa o perfumach Kenzo Memori Collection Ciel Magnolia
Miałem olbrzymie oczekiwania wobec tej premiery, a wyszło według mnie poniżej średniej.