Niszową linię Estee Lauder bardzo, bardzo lubię, co zresztą widać po recenzjach na blogu (i ocenie 9,5 dla wody wspomnianej w ostatnim akapicie tego wpisu)
Jeśli chodzi zaś o najnowszą pozycję tej kolekcji – Estee Lauder Oasis Dawn – to raczej plasuje się poniżej połowy stawki. To słodki, dość uroczy zapach, pod względem klimatu mocno osadzony w stylu Ballerina No. 5. Wyraźnie czuć tu figę w kremowej, dojrzałej formie. Kwiaty tworzą do tego akord skoncentrowany i trudno wyłuskać konkretne gatunki. W oficjalnym spisie widnieje kwiat pomarańczy, ale nie jest to wrażenie bezsprzeczne. Powiem więcej, bez czytania materiałów chyba nie wpadłbym na jego obecność tutaj.
Czuć natomiast fiołka, który zapewnia słodko-kosmetyczny niuans. Nie jest to aromat naturalnego absolutu, a woń właśnie pudrowo-cukierkowa. Dość dobrze pracuje na tle figi i idealnie ją uzupełnia. Zresztą podobny zabieg zastosowała marka Les Parfums de Rosine.
Oasis Dawn kończy się dość monotematycznie z lekką słodyczą i wyraźnymi akcentami drzewnych molekuł. Wartości początkowych akordów już tu nie widać. I w ogóle, na tle pozostałych kompozycji The Luxury Collection by Estee Lauder, fundament tych perfum wypada biednie i słabo.
Opinia końcowa o perfumach Estee Lauder Oasis Dawn
Na pewno nie jest to zjawisko na miarę Radiant Mirage, ale po prostu przyjemny, lekko słodki zapach.