Mimo że światowa premiera tych perfum miała miejsce w roku 2021, to w Polsce debiutowały stosunkowo niedawno – podejrzewam, że kilka tygodni/miesięcy temu
Ariana Grande Cloud 2.0 Intense nie mogę jednak porównać do pierwowzoru z prozaicznej przyczyny: nigdy nie testowałem klasyka dokładnie. Natomiast tytułową wariację udało mi się poznać dość dobrze. Wszak opisałem już chyba wszystkie luksusowe, tegoroczne nowości dostępne w sieciowych perfumeriach, więc czas schylić się do nieco niższej półki. Co ważne, mając w pamięci REM, liczyłem, że może być to dobra kompozycja.
Okazało się, że Cloud 2.0 to naprawdę rzetelnie wykonany zapach, który bazuje na akordzie „baccaratowym”. Jednocześnie jest tak daleki od niego, że nie mógłbym nazwać go kopią lub zrzynką, choć pamiętam wywiad Ariany Grande, w którym przyznała, że taki cel przyświecał jej przy okazji kreacji klasycznej „Chmurki”. W Cloud 2.0 Intense poczujemy bardzo dużo wanilii w mlecznej, puchatej formie. Według mnie to właśnie ta nuta odpowiadać może za nazwę perfum. Pozostaje wyczuwalna przez cały czas, a jej miękki wydźwięk łagodzi nutę baccaratową i spycha na zupełnie inne tory niż dzieło Francisa Kurkdjiana.
Pachnie na pewno „taniej”, ale nie znaczy to, że „źle”. W obrębie dziewczęcej słodyczy dzieje się tu całkiem sporo. Doświadczymy zarówno akordu ptasiego mleczka, budyniu waniliowego, a nawet mrugnie do nas malibu z dużą ilością cukru. Jak widać, perfumy charakteryzują się dużą zmiennością, co w tej półce cenowej nie jest normą. Powiedziałbym nawet, że wykonanie akordów smakowitych stoi na poziomie znacznie wyższym niż średnia półki celebryckiej.
Podoba mi się też to, że z czasem te wszystkie elementy nie staczają się w objęcia totalnie tanich pachnidełek, a znikają. Wówczas Ariana Grande Cloud 2 Intense najbardziej przypomina BR540, ale wciąż jest to woń autonomiczna. Nie jest tak, że można je pomylić ze sobą.
Opinia końcowa o perfumach Ariana Grande Cloud 2.0 Intense
Myślę, że to kolejna ciekawa premiera od marki Ariana Grande. Pod względem poziomu kreacji wypada na pewno o niebo lepiej niż większość konkurencji (w tym pozornie bardziej „niszowa” Bille Eilish).