Czas przywitać kolejną nową markę na blogu
Zapach Ariana Grande R.E.M. to pierwsze perfumy tej artystki, którym poświęciłem wystarczająco dużo czasu, aby napisać pełnowymiarową recenzję. I to nie będzie negatywny wpis, ponieważ jakość tej kreacji okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. Sposób w jaki gra na skórze, zmienia się, pokazuje różnorodne oblicza – to wszystko sprawia, że odnalazłem wiele dobrych stron tego pachnidła.
R.E.M. to perfumy słodkie, o wyraźnie nastolatkowym (ale pełnoletnim) obliczu, ale przy tym zrobione z pomysłem. Jeśli ktoś nie toleruje klimatów barbie-fleksi-sexi, to raczej nie zachwyci go ten zapach. Nie zmienia to faktu, że w swojej kategorii, to produkt powyżej średniej. Rozpatrywałbym go w tej samej kategorii, co Aquolina Pink Sugar. Zresztą obie kompozycje są podobne również pod względem olfaktorycznym.
Charakterystyczna, agresywno-plastikowa słodycz pojawia się w obu zapachach. Karmel, wata cukrowa, tony różowych landrynek – to czuć już od wstępu, lecz nie tylko. Akord karmelowy przełamany jest czymś słonym, stąd skojarzenia z Olympea. Serce przypomina nieco Mon Guerlain z ulepną i tanio-syntetyczną lawendą. Natomiast w każdej sekundzie mamy wiele wątków pobocznych, albo wręcz dominujących na moment plan główny. Bez czytania spisu nut poczujemy nutę figi (taką samą jak w Pink Sugar), jest tonka, jest wanilia. Co więcej, mamy też kwiaty w wersji Pink Sugar – po prostu skopiuję fragment tamtej recenzji:
„I efekt najważniejszy: proszek do prania wrzucony na patelnię z roztopionym karmelem. Nie ma w Pink Sugar nut kwiatowych, nie ma karmelu, lecz efekt ten prześladuje mnie od pierwszego powąchania. To poniekąd fascynujące zjawisko, ponieważ nie występuje w żadnych innych perfumach – agresywna, świeżo-smakowita nuta, która sprawia, że całość może być rozpatrywana jako młot pneumatyczny.”
Opinia końcowa o perfumach Ariana Grande R.E.M.
Podoba mi się to, że w perfumach tej półki cenowej dzieje się tak dużo. Pod tym względem kompozycja wyprzedza nawet Pink Sugar, ponieważ tam lawendy i nut słonych nie zaobserwowałem. Natomiast odnoszę wrażenie, że w przypadku R.E.M. poruszamy się po obszarze o wydźwięku minimalnie mniej szlachetnym i tańszym od wersji Aquoliny. Stąd nieco niższa ocena.