Dzisiaj krótka recenzja
Clive Christian Timeless to woń cytrusowa, nieco kolońska, ale o drzewno-słodkim twiście. Pachnie zachowawczo, ale od pierwszej chwili czuć, że akord główny – cytrusowo-ziołowy – jest zrobiony z pomysłem i werwą. Gdybym miał wybrać dominujący składnik, to byłaby to limonka z jej słodyczą i sporą dozą kwaśnych frakcji. Dopiero dalej widać miętę z elementem zdrewniałym i ziołową lawendę. Całość pozostaje lekka, nasycona zielenią. Wszystko to sprawia, że perfumy mogą się podobać i, wbrew opisom, nie są jakoś bardzo retro. A przypomnę, że formalnie są interpretacją wody kolońskiej. Momentami akcent ziołowy nabiera absyntowego wydźwięku. Czasami pojawiają się pożądane drzazgi, które wprowadzają ostrości do kompozycji.
Wszystko mogłoby toczyć się naprawdę ciekawym rytmem, zwłaszcza w kontekście wiosny/lata i perfum perfekcyjnie skrojonych, ale klasycznych jednocześnie. Problemem jest jednak wykończenie Timeless, które widać już po kilkunastu minutach od aplikacji. Pod świetnie dopracowanym akordem głównym mamy bowiem bazę o jakości selektywnych perfum sportowych lub drzewnych, z dużą ilością mało szlachetnych utrwalaczy. Po 2-3 godzinach zapach staje się średni lub nawet mniej, a nie tego oczekiwałem.
Opinia końcowa o perfumach Clive Christian Timeless
Nie jest to na pewno najlepszy zapach w portfolio tej zacnej marki, ale też nie doświadczamy tragedii. Dla mnie ląduje oczko niżej od Contemporary – drugiej z nowości.