Do tej pory marki Parfums de Marly nie było na blogu, ale zdecydowałem, że debiut ich ostatniej nowości jest dobrą okazją, aby to zmienić
Parfums de Marly Valaya to perfumy naprawdę dobre, które łączą wiele wątków znanych już z twórczości Quentina Bischa. Najbardziej widocznym elementem kompozycji pozostaje akord kwiatowy. Możemy kojarzyć go żywo z koronnym zapachem tego perfumiarza – Ex Nihilo Fleur Narcotique. Poziom podobieństwa jest bardzo duży, choć jednocześnie wprowadzone zostały elementy nadające mu własnego wyrazu. Na pewno mocniej zaznaczono cytrusy. Kompozycja jest przez to świeższa, jaśniejsza, bardziej iskrząca. Do cytrusów dodano też nutę nowoczesnych aldehydów. One z kolei przesuwają kwiatowe spektrum w stronę świeżego prania lub musującej kuli do kąpieli. Są nieco zimowe, bardzo chłodne.
Drugą, tylko trochę mniej istotną frakcją Valaya jest akord drzewny, który zbudowano na kanwie Akigalawood, wetiweru i innych molekuł. To coś, co również znamy z dorobku Bischa i zapachu Essential Parfums Bois Imperial. Element ten przełamuje kwiatową dominantę, nadaje jej charakteru i po prostu sprawia, że nie jest to kolejny nudny kwiatowo-cytrusowy zapach. Zresztą w tym momencie możemy mieć też skojarzenia z klasycznymi Miu Miu Eau de Parfum – to pewnie przez konwalię.
Perfumy nie zmieniają się skórze w sposób spektakularny. Baza i głowa są logicznie spójnie i tworzą jedną całość. Z czasem na pewno mniej jest cytrusów i metalicznej świeżości aldehydów, a rośnie element chłodnego pudru kwiatowego. Co ciekawe, również akord drzewny wydaje się mieć swój szczyt w sercu, a później zanika. W bazie jednak Valaya pozostaje ciekawym pachnidłem. Nieco się wysładza i nabiera kosmetycznego twistu. Nie pachnie jednak tanio.
Opinia końcowa o perfumach Parfums de Marly Valaya
Zapach zrobiony z pomysłem, który łączy poprzednie dokonania Bischa z elementem nowym. Bardzo podoba mi się też świadome połączenie składników molekularnych z naturalnymi i wydźwięk całości. Stąd wysoka ocena.