Po bardzo słabych Eau Vive z 2015 roku, marka Chanel po raz kolejny przedstawia cytrusową i lekką woń
Tym razem są to perfumy Chanel Chance Eau Fraiche Eau de Parfum. I od razu można powiedzieć, że ta próba wyszła zdecydowanie lepiej. Mamy zatem sporo z klasycznej odsłony Eau Fraiche – jest ostrość i świeżość w cytrusowym wydaniu. Czuć zielone listki i minimalny akcent wodno-ozonowy, który mnie zawsze kojarzył się z Light Blue. W nowej odsłonie Olivier Polge zdecydował jednak o pewnym zatężeniu kompozycji. Zostało to osiągnięte za pomocą kilku efektów.
Na pewno cytrusy w aktualnej nowości wydają się bardziej dojrzałe. Rozwinęły w sobie zdrewniałe pestki. Wzrósł też poziom słodyczy (choć to akurat stało się w bardzo nieznacznym stopniu). Wciąż jest świeżo i rześko, ale ciężar kompozycji został nieco przesunięty w stronę drzewności, a nie czystych, agresywnych cytrusów jak miało miejsce w klasycznej odsłonie EF.
W ogóle mam nieodparte wrażenie, że Eau Fraiche Eau de Parfum i Eau de Toilette są złożone z dokładnie tych samych puzzli, a przesunięto jedynie ich proporcje. To pozwoliło zachować szlachetność tej świeżości. Jednocześnie uniknięto wejścia w obszary tanie i niskopółkowe, co miało miejsce w poprzedniej wersji – Eau Vive.
Plusem perfum jest to, że zachowują cytrusowy, świeży filtr od samego początku po bazę. To wyraz dużych umiejętności perfumiarza. W sercu pojawia się nieco słodki wątek kwiatowy (tu pewne skojarzania z My Way), a następnie drzewny. I oba są mocniej zaznaczone niż w pierwowzorze EdT. Na każdym etapie odbieram jednak tę kompozycję jako szlachetną. Choć spis nut jest mało wyszukany, to czuć, że produkt Chanel naprawdę jest dobrze wykonany i w swojej klasie błyszczy. Nie wchodzi też nawet w bazie w jakieś tanie, chemiczne tony.
Opinia końcowa o perfumach Chanel Chance Eau Fraiche Eau de Parfum
Rzadki przykład świeżych, a naprawdę szlachetnych perfum. I według mnie to w zasadzie produkt uniseksowy, a nie czysto damski. Panom też polecam testy.