Oudowe perfumy z sezamem i akordem znanym z klasycznego zapachu Euphoria Eau de Parfum to jest coś, co wywoływało we mnie przyspieszone bicie serca
I choć trudno oczekiwać jakiegoś niebotycznego poziomu po kolejnych flankerach, to Calvin Klein My Euphoria prezentuje się nie najgorzej. Nadrabia zwłaszcza swoim sercem. Początek ma za to dość infantylny. To akord czerwonych owoców w otoczeniu słodyczy a’la waniowej, a’la spożywczej. Połączone są tam pewne nuty kwaskowe z akordem różowej waty cukrowej. Start jest jednak intensywny. Braku mocy z pewnością nie można mu zarzucić.
Kiedy jednak My Euphoria przechodzi nieco dalej, to nosom ukazuje się owocowo-kwiatowe złożenie rodem z perfum niszowych w typie Delina czy Carmina. Całość staje się bardziej naturalna, soczysta, ale jednocześnie z elementem pudrowanych cukierków. Słodycz nabiera pewnej drzewności. Wyłania się też bukiet kwiatowy, który łączy pewne tony klasycznej Euphorii z nowszym akordem białokwiatowym znanym z My Way czy L’Interdit i cieniem róży (która jednak nie pojawia się w spisie nut). Jeśli poczekamy jeszcze dłużej, to akord serca w swoim trzecim akcie pokaże wątki kremowo-obłe, drzewne i ciepłe. Mogą się one kojarzyć też z czymś popcornowym lub herbatnikowym.
Czwarty akt akordu serca w perfumach Calvin Klein My Euphoria to syntetyczny oud, który jednak nie razi taniością. Przypomina jakby rozcieńczony początek Lancome La Vie Est Belle L’Extrait. Jest przyjemny dla nosa.
I po nim następuje baza, która znowu powraca w bardziej sztampowe i chemiczne obszary. Po 5-6 godzinach na skórze zostaje mikst paczulowo-waniliowo-piżmowy ze słodyczą plastikowych owoców. Nie jest to efekt bardzo słaby, ale po dopracowanym sercu spodziewałem się kontynuacji.
Opinia końcowa o perfumach Calvin Klein My Euphoria
Przyjemna kompozycja o dopracowanym sercu, które jednak otoczone jest słabszymi, bardziej masowymi i tanimi wątkami.