Hmm… Kolejny, zbędny zapach
Philipp Plein No Limits Gold należy do grona kompozycji zawieszonych pomiędzy drzewnym zakurzeniem a ulepną słodkością. Aż dziw, że w spisie nut nie mamy wanilii i drewna sandałowego (a w zasadzie jakichś ich syntetycznych surogatów). Trzecim wrażeniem zapachowym jest kwiat pomarańczy w typie męskim, który w mistrzowskiej formie prezentował Francis Kurkdjian. Niestety, w tym produkcie to jakaś zasłodzona namiastka. Do poziomu Le Male czy Custo Man w ogóle nie dochodzimy. Trochę te perfumy przypominają przez to Armani Code Profumo lub tegoroczne YSL MYSLF, lub Gucci Guilty Elixir Pour Homme.
W zasadzie jedynym mocniejszym punktem pozostaje zmienność kompozycji. Mamy słodycz a’la waniliowo-cynamonową, mamy a’la kwiat pomarańczy, a’la drewno sandałowe. W bazie mamy a’la paczulę na tonach syntetycznych słodzików i molekuł drzewnych.
Opinia końcowa o perfumach Philipp Plein No Limits Gold
Zbędny, wtórny i syntetyczny zapach, który jednak wpisuje się w obecne trendy. Jest zatem materiałem na wielki hit sprzedażowy.