Dzisiaj czas zacząć przygodę z ekstraktami, które w ubiegłym roku zasiliły ofertę Guerlain
Na pierwszy plan niech pójdzie Guerlain Jasmin Grandiflorum Extrait 30, który bazuje na połączeniu różnych absolutów wykorzystywanych w laboratorium LVMH (gdzie powstają zapachy Guerlain). Największą zaletą tej kompozycji jest jej naturalność i fakt, że można w niej poczuć wszystkie, podręcznikowe niuanse absolutu z płatków jaśminu.
Są to zatem perfumy zwierzęce, przybrudzone. Niektórym akcenty tego typu mogą kojarzyć się ze skórą lub nawet jakimiś smarami. Do tego dochodzą niuanse miodowe, drapiąco-gorzkie, jakby przełamane eugenolem, który stanowi kanwę olejku goździkowego. W dalszym etapie Jasmin Grandiflorum Extrait 30 zyskuje bardzo charakterystyczne odcienie owocowe. Jeśli ktoś wąchał absolut jaśminowy wysokiej jakości, to wie, że on ma w sobie poziomkowo-truskawkowy niuans – zresztą podobnie do tuberozy. To jest jednak wrażenie bardzo intensywne, momentami agresywne i nieprzyjemne. W ogóle zgadywałbym, że Delphine Jelk użyła tu nieco tuberozy, ponieważ po godzinie lub dwóch zapach zyskuje odcień spalenizny opon, a to wrażenie bardzo często występujące w przypadku wąchania absolutu tuberozy właśnie.
Z czasem perfumy łagodnieją i stają się delikatnie świeże, mleczno-dziewczęce i nawet lekko słodkie. To takie mainstreamowe zwieńczenie całości, jakby rozcieńczone Gucci Bloom.
Opinia końcowa o perfumach Guerlain Jasmin Grandiflorum Extrait 30
Bardzo naturalna kompozycja, która brzmi ciekawie i żyje na skórze, choć bliżej jej do naturalnych ingrediencji, a nie pełnej kompozycji.