Zapach ten może nie jest aż tak spektakularny jak odsłona for Her Elixir, ale broni się swoim zrównoważeniem i bardzo dobrą konstrukcją
Nie będzie chyba przesadą, jeśli napiszę, że Hugo Boss The Scent for Him Elixir to najlepszy przedstawiciel swojej rodziny. Jest korzenny, nieco dymny i skórzany. Poziom słodyczy jest duży, ale jednocześnie nie jest to ulep. Drewienka pewnie zostały zrobione z chemicznych molekuł, ale nie są tanie. Lawenda (formalnie lawandyna) gra naturalnie, męsko, a jednocześnie nie ma wydźwięku a’la sklep zielarski, bardziej przypomina barber shop. Wszystko jest tu na swoim miejscu i działa niczym niemieckie Mercedesy z lat 70.
Pod względem kompozycyjnym powiedziałbym, że perfumy są zawieszone między słodziakiem-ulepiakiem a zakurzonym drewniakiem. Natomiast to chybione określenia, ponieważ słodycz nie jest tu ulepna, a drewnienka nie są zakurzone. Hugo Boss wymyka się zatem klasyfikacji, w której można zdefiniować absolutną większość męskich premier. Nie jest też ordynarną kopią jakiegoś z wcześniejszych aromatów. Widać, że powstał od nowa, z pewnym nawiązaniem do swojej grupy „thescentowskiej”
Spis nut po raz kolejny nie odzwierciedla wszystkich wrażeń. Wskazałbym na istotną rolę bobu tonka, przypraw, wanilii, może wetiweru i cedru lub ich molekuł. Natomiast wszystko tu jest dobrze dobrane. Kompozycja ma moc, ale nie przytłacza. Spokojnie zmienia się na skórze i nawet w późnej bazie zachowuje ostrości. Nie zionie taniością, plastikiem czy innymi tego typu rzeczami, co dla mnie jest miły zaskoczeniem.
Opinia końcowa o perfumach Hugo Boss The Scent for Him Elixir
Jest słodko, drzewnie, ale z umiarem, i bez syntetyczności. W mojej opinii to najlepszy przedstawiciel rodziny The Scent.