I tym sposobem dochodzimy do ostatniej premiery Ormonde Jayne
Zapach Montabaco Flor poświęcono kwiatom. Jest to zatem najbardziej kobieca z trzech wariacji na temat klasycznego Montabaco. Kwiaty wykreowane przez Lindę Jayne są jednak w pewien sposób szczególne. Kojarzą się wyniośle, chłodno, może nawet nieco pogrzebowo. Jednocześnie są soczyste, zielone. Spora jest rola nie tylko płatków, ale też listowia. Frezja i lilia wodna wychodzą przy tym na plan czołowy, ale nie są w formie czystych mononut – to raczej złożone akordy.
Ze wszystkich trzech perfum z nowej linii, wersja Flor wydaje się najdalszą interpretacją, w której wątek klasycznego Montabaco odgrywa najmniejszą rolę. Oczywiście, dalej jest wyczuwalny, ale jednak daleko mniej niż w odsłonie Cuba czy Rio.
Pojawia się więcej akcentów zimnego piżma, pokrytego śniegiem drewienka. Same kwiaty z zielonej i chłodnej formy potrafią na sekundy przenieść się w obszary zmrożone. Uczucia, jakie towarzyszą noszeniu Montabaco Flor mogą zatem korespondować z tymi od White Linen. Co więcej, w propozycji Lindy Jayne można dopatrzeć się wrażenia nowoczesnej szyprowości – zwłaszcza w bazie. I ta baza też odróżnia tę wersję od wszystkich innych pozycji Montabaco.
Wątki kwiatowe są bardziej rozbudowane niż tylko „eleganckie i zimne”. Podczas noszenia pojawia się też efekt promyków słońca ogrzewające policzek zimą. Te elementy ciepła to pewnie jaśmin, może kwiat pomarańczy lub ylang. W sumie trudno stwierdzić jednoznacznie, ponieważ nie są to składniki solowe, a bardziej cały efekt. Zresztą podobne zjawisko występowało w Eternity.
Opinia końcowa o perfumach Ormonde Jayne Montabaco Flor
Wszystkie cztery nowości od Ormonde Jayne mogę śmiało nazwać udanymi i polecić ich testy. Są to perfumy naprawdę wysokiej jakości, w których walory konstrukcyjne połączone są z wysoką jakością składników