A ten ekstrakt wypada średnio
To woń skórzana, lekka, bardziej w zasadzie zamszowa. Ma pewne elementy wspólne z Guethary, choć w finalnym rozrachunku prezentuje się wyżej. Wpływ na to ma fakt znacznie mniejszej chemiczności i pewna mobilność kompozycji. Start jednak nie zachęca do bliższej znajomości z Eight & Bob La Musique de Christie i powiedziałbym, że wypada słabiej od Guethary. To taka niemrawa, lekka skóra, jakby zwietrzała i wypłowiała w promieniach słońca, pokryta kurzem z detalem na wpół zwiędniętego liścia.
Później pojawia się na jej kanwie akord zleżałych, rozmytych przypraw i coś a’la pasta do butów lub jakiś chemiczny impregant. Nie jest to element agresywny, ani szczególnie widoczny, ale na tle delikatnie przedstawionych nut, może razić odbiorcę. To najniższy punkt (pod względem poziomu) tej kompozycji. Później zaczyna się robić nieco lepiej. Zleżały zamsz zaczyna stawać się skórą. Pojawiają się tony lekko zwierzęce. Gdzieś w tle miga nuta żywic. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że użyto tu nieco benzoinu, irysa lub fiołka. To jakiś cień Cuir Amethyste z kolekcji Armani Prive.
Przy tym wszystkim nie mamy tu cukru. Jego ilość została zręcznie zredukowana. W efekcie Le Musique de Christie to woń wytrawna od startu do mety. W bazie pojawia się zasuszony mech i wrażenie zwierzęcego oudu. I ta baza chroni kompozycję przed tragedią. Robi dobre wrażenie, choć zapewne nie każdemu się spodoba ten brudnawy akord.
Opinia końcowa o perfumach Eight & Bob La Musique de Christie
Jak na zapach skórzanych to nie ma tutaj żadnej rewelacji. W kategorii skór wytrawnych o niebo lepiej prezentuje się choćby Nicolai Baikal Leather Intense.