Nowość od marki Viktor & Rolf wyraźnie skierowana jest ku latu i nie ma absolutnie żadnych powiązań z wielkim klasykiem, jakim bez wątpienia są perfumy Flowerbomb Eau de Parfum
Wersja Tiger Lily jest lekka, słoneczna. Nutą rozpoczynającą uczyniono weń prawdziwą lilię z kokosem. To efekt o dużym stopniu oryginalności, choć jednocześnie wykonanie jest na poziomie średnim. Brzmi to dość sztucznie, a sama lilia jest subtelna, nieco rozcieńczona (choć cały czas prawdziwa). Na pewno nie ma tej siły, która definiowała Guerlain Lys Soleia. Z czasem kwiat ten zmienia się powoli w nutę olejkowo-słoneczną, a dalej w akord mleczny.
Równolegle, już po kilkunastu minutach, we Flowerbomb Tiger Lily wyrastają tony owocowe w stylu tropikalnym. Nie mają mocy limitowanej Escady, ale w tej równowadze jest pewna siła. Na tym etapie pokusiłbym się o znalezieniem podobieństw do Paco Rabanne Fame. Z tym, że sam akord owocowy (mango) stoi tutaj na niższym poziomie niż u konkurenta.
W bazie mamy już klasyczną tragedię tanich utrwalaczy. Tony czegoś piżmowo-ambrowego, jakieś molekuły białych kwiatów i mdła owocowość. Wszystkie prezentowane jest w formie rozcieńczonej do granic możliwości.
Opinia końcowa o perfumach Viktor & Rolf Flowerbomb Tiger Lily
Uroczy początek nie zapewnia jakiejś ekstremalnie dobrej oceny.