Limitowana odsłona L’Interdit prezentuje się naprawdę interesująco
Gęsty, słodko-wytrawny początek perfum Givenchy L’Interdit Tubereuse Noire przywołuje na myśl paloną, mocną kawę, którą zestawiono ze słodyczą kwiatów w narkotyzującej, konfiturowej wręcz odsłonie. Jest moc!
Zresztą nie tylko takie wrażenia towarzyszą zabawie z tą kompozycją. Jej początek jest fenomenalny i bogaty w różnorodne nuty i akordy, nie tylko te wspomniane oficjalnie. Powiedziałbym, że jest tu kakao, kadzidło, dym, palone ziarna kawy i nawet dodatek spalonej konfitury różanej. Gdzieś ta róża gra mi tutaj w tle, choć formalnie w kompozycji jest tylko kwiat pomarańczy i tuberoza. Pokazuje się wątek skórzano-zwierzęcy z pewną dozą fizjologiczności. Zgaduję, że to zasługa naturalnych olejków/absolutów właśnie z kwiatu pomarańczy. Ten etap jest absolutnie zjawiskowy.
Szkoda, że po godzinie nie zostaje z niego niemal nic. Wpadamy w objęcia klasycznych L’Interdit Eau de Parfum 2018, czyli bez tragedii, ale też bez rewelacji. Podejrzewam, że po 5-6 godzinach obie kompozycje byłyby trudne do odróżnienia.
Opinia końcowa o perfumach Givenchy L’Interdit Tubereuse Noire
Zjawiskowy, niszowy, dopracowany start, który jednak szybko się kończy.