Kometa pachnie piżmem i irysem
Najnowsza pozycja z niszowej, luksusowej kolekcji Les Exclusifs de Chanel to woda poświęcona czystości, pudrowości i kobiecości – Chanel Comete. I dlatego kompozycja jest szalenie rozkoszna, otacza miękkością kremu do ciała, balsamów i czystych, grubych ręczników. Może przypominać krem Nivea. Natomiast przestrzegam przed dostrzeganiem nut tanich lub masowych, bo tak nie jest.
Comete ma spory ładunek słodyczy. To odróżnia ją np. od piżm Narciso Rodrigueza. Słodycz jest jednak delikatna, nie tak duża jak w Misia, choć obie kompozycje mają wspólne elementy. Nie mamy też efektu pocukrowanego pudru fiołkowego jak było w Insolence. W ogóle w Comete nie ma fiołka (ani molekuł fiołkowych), więc może dlatego słodycz jest tak zrównoważona. Do tego dochodzi pewna świetlista lekkość.
Gdybym miał porównywać, to przed nos przychodzą mi Diptyque Fleur de Peau i Sylvaine Delacourte Florentina. To takie same połączenie kosmetycznej, piżmowej bieli z kremowością irysa (choć nie jest to prawdziwy absolut) i jego nieco szminkowo-balsamowym tonem.
Jestem prawie pewien, że Olivier Polge zagrał też bobem tonką, bo charakterystyczna nuta kumaryny jest tu widoczna, zwłaszcza w sercu. Udział w tworzeniu tego wrażenie może mieć też heliotrop. Obie te rośliny są w stanie wnieść do perfum wrażenie pudrowej migdałowości. I być może właśnie to jest kolejną tajemnicą wyważenie poziomu słodyczy w tej kompozycji.
Raczej jest to produkt mało zmienny. Zaraz po aplikacji i w bazie – wciąż czuć, że to te same perfumy.
Opinia końcowa o perfumach Chanel Comete
Jeśli ktoś lubi perfumy o aromacie rozgrzanego balsamu do ciała, to może być zachwycony tą premierą. To ładna kompozycja, choć też dość prosta, zwłaszcza kiedy porównamy ją np. do kostek Narciso.