To jest miazga…
Pierwsza pozycja najbardziej luksusowej kolekcji tej marki – Les Essences de Diptyque – wygląda jak rozcieńczona mieszanka podróbki Davidoff Cool Water i Estee Lauder Pleasures. Początek Corail Oscuro pachnie zieloną różą zrobioną na kanwie tanich molekuł różanych, które rozcieńczono sterylnym piżmem. Deklaracja absolutu różanego to tylko skutek użycia marketingowych ilości tej ingrediencji (czyli śladowych, żeby się tylko móc tym pochwalić). Trochę mamy efektu kwiaciarni, trochę kwiatów a’la proszek do prania, lecz oba te efekty są bardzo subtelne, widoczne zza woalu piżmowych molekuł.
Dosłownie po chwili ten „w miarę ok” wątek róży ginie i Corail Oscuro staje się mieszanką białokwiatową (tony czegoś podobnego do hedionu dominują) i piżmową na poziomie niskiej półki. Jest aż trudno uwierzyć, że to jest produkt marki Diptyque. Tym bardziej, że po dwóch godzinach pachnie bazą męskich pachnideł sportowych-drzewnych. Oczywiście, możemy zbudować narrację, że to wrażenie „koralowości”, ale w praktyce mamy do czynienia z totalną taniością i sztampą, która w mainstreamie nazywałaby się akordem ambrowo-drzewnym.
Opinia końcowa o perfumach Diptyque Corail Oscuro
Myślę, że po Florabellio (na szczęście już wycofany z produkcji) jest to najsłabsze pachnidło w całej historii tej marki.