Trzeba powiedzieć wprost, że to bardzo udana kompozycja
Piękno wykonania, dbałość o szczegóły, wysoki poziom oryginalności i taka prawdziwa elegancja. To wystarczyłoby za krótki opis perfum Hermes Barenia. Christine Nagel podkreśla, że to jej pierwsza kompozycja szyprowa dla tego domu mody i spełnienie jej marzeń. Wydaje mi się, że to nie tylko marketingowy slogan, ale prawda.
Barenia pachnie bowiem dostojnie, ale bez agresji. Nie otumania i nie zwala z nóg. I choć nie ma w swoim składzie ani grama mchu dębowego, to konotacje tej charakterystycznej zieleni są tu wyczuwalne, zwłaszcza na początku. Wtóruje im paczula i skóra (która też w składzie nie jest wymieniana). Fani Bottega Veneta Eau de Parfum czy Armani Prive Cuir Amethyse powinni zatem odnaleźć się w tej kompozycji, choć jednocześnie zaznaczono tutaj wiele innych wątków. Na pewno oficjalny spis nut nie oddaje złożoności tej układanki.
Zakładam, że większość nosów odbierze zapach Hermes jako wytrawny, lecz tak naprawdę jest w nim gorzka, miodowa słodycz. Miód jest skrystalizowany, drapiący. Trochę przypomina Sisley Soir de Lune. Trochę też Cartier L’Envol. Błędne nie będą skojarzenia z 24 Faubourg na starcie i z Kelly Caleche trochę dalej.
Czas sprawia, ze Barenia przesuwa się w stronę lekko owocową. Obrazem dominującym staje się na ten moment skórzana torba skropiona sokiem z mirabelki. Chloe Nomade macha do nas z dalszego planu. Podobne kreacja owoców miała też miejsce dużo wcześniej w perfumach Cartier La Panthere. Wówczas Mathilde Laurent użyła octanu styrallylu, żeby stworzyć wrażenie owocowości. Jestem niemal pewien, że ta sama molekuły jest tutaj. Są w ogóle chwile, kiedy obie kompozycja stają się bliźniaczo podobne.
O wartości tej premiery świadczy również to, że nie traci ze wiele ze swojej misterności po czasie. Nawet kiedy Barenia się wysładza, a ma to miejsce po 4-5 godzinach, to wciąż zachwyca. Potrafi przypomnieć pudrowanego cukierka położonego na mchu w mroźny dzień. Ale widać, że obok są drzewa pokryte zmrożoną żywicą. Przeciwwagą tego chłodu jest ciepły promyk słońca. Gra temperaturą kompozycji stoi na najwyższym poziomie, który dostępny jest dla nielicznych perfumiarzy. Niegdyś mistrzynią takich zabaw była Sofia Grojsman.
Dodam, że Christine Nagel ( a w zasadzie sama marka Hermes) zdobyła zgodę od koncernu Givaudan na wykorzystanie Akigalawood, czyli poddanego biotransformacji olejku z paczuli. Natomiast w żadnej chwili nie sprawia to, że kompozycja zbliża się do klimatów Bois Imperial, Guidance itd… Nie ma tutaj tej sygnatury Quentina Bischa.
Jedynie najgłębsza baza jest nieco zbyt płaska, przykryta czymś zakurzono-syntetycznym, ale nawet to nie ma wielkiego znaczenia. To z powodu tego, że dalej czujemy akordy skórzane i szyprowe.
Opinia końcowa o perfumach Hermes Barenia
To bez wątpienia bardzo dopracowana, przemyślana i piękna propozycja. Nie jest gigantem mocy, ale podejrzewam, że był to jedyny sposób, aby zatrzymać tak wielkie walory konstrukcji. Hermes Barenia to perfumy wysokiej jakości.