To świeżynka, która do Polski przybyła bardzo niedawno
Klasyczne Loewe Earth były odważne, ale średnio wykonane. Odsłona Earth Elixir prezentuje się lepiej, a jednocześnie jest odmienna od pierwowzoru. Gdyby były to dwie, oddzielne kompozycje, to zakładam, że większość osób pominęłaby podobieństwa. Głównym powodem tych różnice jest przesunięcie na pierwszy plan żywicy elemi w nowej wersji.
Ten zabieg sprawia, że perfumy rozpatruję jako kadzidlane i żywiczne w pierwszym rzędzie. Dopiero za tymi tonami grają pozostaje elementy, które znaliśmy z klasyka. Mam też nieodparte wrażenie, że Nuria Cruelles Borrull zredukowała efekty tanio-syntetyczne. Oczywiście, dalej mamy akord kredowo-kwiatowy i pudrowo-ziemisty, ale już nie są rozcieńczonymi detalami. Tutaj pachną wyraźniej i z charakterem. Nie zioną też tanią chemią. Przypominają zmieloną kredę, niesłodki puder fiołkowy, kamień pocierany o inny kamień z echem jodyny. Trudno nazwać to wrażeniem łatwym, prostym i przyjemnym, ale nie odmówię mu wartości artystycznej.
Loewe Earth Elixir pachnie przez cały czas w jednym rewirze. Nie zmienia się spektakularnie. Nuta kadzidlana trwa przy tym przez długi czas. To samo tyczy są wątków bazowych. Za to nie wpadamy w obszary męsko-zakurzone rodem z niskiej półki, które bardzo psuły fundament pierwowzoru.
Ta kompozycja w dużej mierze swój oryginalny wydźwięk zawdzięcza syntetykom, ale zostały one użyte z wyczuciem i werwą. Efekty mineralne są tu dopracowane i ciekawe. Z tego też względu oceniam Earth Elixir znacznie wyżej niż pierwszą wariację.
Opinia końcowa o perfumach Loewe Earth Elixir
Dopracowana, zmieniona i ciekawsza interpretacja klasycznej wersji, w której rolę główną pełni akord kadzidlany z elemi na czele. Nie jest to trzęsieni ziemi, ale rzetelnie zrobione perfumy, które wyróżniają się na tle premier mainstreamu.