Światło Egiptu brzmi wspaniale!
Nazwa może sugerować lżejszą odsłonę Nuit d’Egypt. Całe szczęście Chloe Nomade Lumiere d’Egypte to nowe perfumy. W zasadzie mogłyby być oddzielnym zapachem, który należałbym do rodziny podstawowej Nomade. Mamy tu bowiem cień akordu mirabelkowego. Początek jest owocowy, choć owoców w składzie nie ma. Nazwałbym go też soczystym i wesołym. Na pewno nie jest to typowy akord wodno-lotosowy, który sugeruje nam spis nut.
Dopiero w sercu płynnie przechodzimy w obszary jaśminowe. Jaśmin Chloe jest również owocowy, nieco poziomkowy, nasycony sokami. Ten owocowy twist bardzo przypomina mi Jasmin de Toscane marki Jacques Fath. Obie kompozycja mają też idealnie dobrany poziom słodyczy. Ten balans sprawia, że Lumiere d’Egypte nigdy nie wchodzi w tony smakowite/gourmand. Co ważne, perfumy nie wchodzą też w klimaty Nuit d’Egypte – tanie, zakurzone i syntetycznie nijakie. I choć w tym przypadku producent wciąż deklaruje akord kadzidła kyphi, to ma on bardziej znaczenie marketingowe. Służy do budowania opowieści, a nie do samej kreacji wrażeń węchowych.
Chloe Nomade Lumiere d’Egypte po wejściu w ten jaśmiowy obszar nie zmienia się już za bardzo. Jest to zatem kompozycja dwudzielna. Natomiast i pierwszy akord, i akord drugi są na poziomie niezłym. Oczywiście, poziomu najlepszych kompozycji tej marki nie osiągamy, ale na tle poprzednika jest zdecydowanie lepiej. Jaśmin w końcowej fazie nabiera nieco kremowości i trochę nawiązuje do rozgrzanego balsamu do ciała z nieco większą ilością słodyczy. Można w nim też zobaczyć jakieś malutki drzazgi jasnego drewna. Nawet zatem po 5-6 godzinach, kiedy kompozycja chyli się ku zachodowi, nie pachnie tragicznie.
Opinia końcowa o perfumach Chloe Nomade Lumiere d’Egypte
Po wspomnieniu Nuit d’Egypte miałem odrzucić testy tej pozycji. Na szczęście nie są to zapachy podobne. Nowa wersja prezentuje znacznie wyższy poziom i fanom jaśminowych wariacji mogę polecić jej testy.