Czas na kolejny debiut nowej marki na blogu
Okazją do tego jest ich premiera. Perfumy Liquides Imaginaires Lunatique pachną jak drewno otoczone zielono-orzechowym wetiwerem i zatopione w ambrowo-drzewnych molekułach. To zapach skierowany w męską stronę, który mógłby należeć do portfolio Toma Forda. Mnie skojarzył się Fucking Fabulous i Eau de Ombre Leather. Ma jednak bardzo mocno zarysowany fundament drzewno-piżmowy o modernistycznym, szpitalnym wydźwięku. To może rodzić połączenie z rodziną zapoczątkowaną przez MFK BR 540.
W ciemno powiedziałbym, że pachnie jak wetiwer, tonka, skóra i drewno. Gdzieś w początkowych fazach miga skojarzenie barberskie, choć lawendy w składzie nie mamy. Pojawia się jednak pewna doza kosmetycznej słodyczy w męskich wibracjach. Nie jest to zatem puder czy balsam do ciała, a bardziej kropla olejku do brody.
Później Lunatique staje się bardziej drewniany. Z czego nie jest to ani cedr, ani sandałowiec. To drewno wyostrzone czymś metalicznym. Daje to efekt drewna zrobionego w drukarce 3D z opiłkami metalu. Nie jest to efekt taniej syntetyczności, ale coś a’la drewno w świecie robotów. Zakładam, że deklarowany w składzie jałowiec i pieprz syczuański mogą wspierać to zjawisko.
A później pojawia się więcej waniliowej słodyczy podbitej molekułami ambrowo-baccaratowymi. Z czego całość brzmi nieźle. Nietanio. Akord bazowy jest zbalansowany nutami drzewnymi i subtelną skórą. Nie ma tu raczej tonów zwierzęcych, fizjologicznych czy brudnych. Skóra jest czysta, bardzo daleka od animalnych wątków. Trochę tak jakby była namoczona w koktajlu molekuł.
Opinia końcowa o perfumach Liquides Imaginaires Lunatique
Połączenie drzewnych nut ze związkami syntetycznymi wyszło tu ciekawie, choć wydaje mi się, że nie jest to zapach na miarę konkurencji (choćby tej od Toma Forda)