Do pierwszej męskiej premiery się przyłożyli!
Elie Saab L’Homme to nie jest zapach będący olfaktoryczną rewolucją, ale nie mogę mu zarzucić braku jakości czy rzetelności. To naprawdę dobre perfumy, które w sezonie jesienno-zimowym powinny błyszczeć wśród zalewu kiepskich nowości. Niby to perfumy paczulowo-żywiczne i wetiwerowe, ale też bogate w męskie niuanse, które przywołują na myśl coś klasycznego w stylu szypru lub fougere. Bardzo podoba mi się takie zagranie, bo łączy szlachetność z nowoczesnością i współczesnym dorobkiem w dziedzinie składników molekularnych. Podkreślę jednak, że L’Homme ma naturalny wydźwięk. Molekuł czy taniości w nim nie czuć. Ich rola sprowadza się do podkręcania wrażeń generowanych przez naturalne składniki. To jest efekt, który w mojej opinii jest wyznacznikiem wysokiej jakości perfum.
Oficjalny spis nut nie oddaje złożoności tej kompozycji. Początek ma cytrusowo-szyprowy, ale od razu też paczulowy i drzewny. Paczula na początku jest dość zielona, ostra, ale bez tonów piwnicznych. Za ten fragment zieloności zapewne odpowiedzialny jest też wetiwer. Co więcej, mamy też trochę lawendy i dużo suchego drewna, które nadaje eleganckiego sznytu. Ten start przywołuje na myśl Davidoff Adventure, w których Antoine Lie połączył właśnie wetiwer, pieprz, cedr i cytrusy.
Później kompozycja wkracza w obszary bardziej mroczne, ale nie niszowe. To kompozycja elegancka i męska w 100%. Trochę ma w sobie elementów nadpalanych, jakby częściowo spopielonego mchu, lawendy lub paczuli. Samo wrażenie nadpalenia może kojarzyć się z klasycznym Dior Homme Parfum czy Givenchy Reserve Prive, choć tutaj nie mówimy o irysie.
Jeszcze dalej na pierwszy plan, choć na krótko, wkracza mirra w szalenie naturalnej formie. A następnie Elie Saab L’Homme staje się wonią cieplejszą, bardziej przytulną, delikatnie nawet ambrową. W tym momencie powiedziałbym, że pachnie labdanum, którego w oficjalnym spisie nut nie widzę. Natomiast jest tutaj jego efekt. Wierzę, że niektóre osoby opisałyby całość jako kadzidlaną, ale dalej męską i z szyprowym zacięciem. Przy tym akordzie labdanum-nielabdanum występuje też paczula w miększej, bardziej słonecznej i ciepłej formie. Odmienna od tej ze startu.
Nie ma tutaj taniej słodyczy. Nie ma kurzu, ani taniości. Tym bardziej jest to ciekawe, bo nośnikiem kompozycji Pierre-Constantin Gueros uczynił ISO E Super – znaną molekułę syntetyczną. Natomiast nie jest ona tu wyczuwalna w wersji solowej.
Opinia końcowa o perfumach Elie Saab L’Homme
Myślę, że to premiera bardzo wysokiej jakości jak na standardy męskiej perfumerii. Zwłaszcza fani Dior Homme Parfum, Lalique Encre Noire czy Givenchy Reserve Privee powinni być ukontentowani.
Nie jest to coś ultranowatorskiego, ale broni się jakością i składników, i samej kreacji.