
Większość kompozycji tej marki, to zapachy skierowane w stronę lata. Z tego też powodu początek tej pory roku będzie poświęcony im wszystkim (przynajmniej taki mam zamiar), jako że to najnowsza z marek dostępnych w mojej perfumerii.
Maison Matine Arashi No Umi to woń prosta, ale przyjemna. Jest wybitnie skierowana w stronę kobiet. Formalnie to jednak uniseks (jak wszystkie aromaty tej firmy). To zapach, który porównać można do Davidoff Cool Water, Marc Jacobs Daisy czy Chanel Chance Eau Tendre. Dominującym wrażeniem pozostają tu świeże, lekko owocowe kwiaty w delikatnie prostej formie. Największą zaletę tej (i zresztą innych również) kompozycji jest to, że nie są one utopione w sztucznych piżmach. Wobec tego efektem jest zapach, który daje aromatu żelu po prysznic, kiedy spod niego wychodzimy.
Arashi No Umi nie ma jakiejś nadzwyczajnej trwałości, ale przez to prezentuje tę swoją świeżość bez utopienia się w molekułach. Jeśli spędzimy z zapachem dłuższą chwilę, to zobaczymy tam pewne soczystości jabłka w zielonej formie. Zobaczymy też pewną nektarowość i słodycz kwiatów, która później wchodzi w minimalnie kwiaciarniane i zielone obszary. Natomiast na każdym etapie perfumy te zachowują swoją lekkość i kąpielową świeżość. Producent deklaruje, że użył tutaj prawdziwego olejku z płatków róży oraz prawdziwego olejku ylangowego.
Opinia końcowa o perfumach Maison Matine Arashi No Umi
To nie jest na pewno żadne dzieło sztuki perfumeryjnej, ale broni się szczerością przekazu i letnio-wakacyjnym brzmieniem. Jeśli ktoś lubi kompozycje w stylu Chanel Eau Tendre, Daisy, Cool Water czy zielony Impulse, to warto poznać i te.
Podkreślę też to, że w Arashi No Umi nie ma typowo cytrusowych nut (lub są one prezentowane w minimalnym zakresie). Tutaj rolę cytrusów pełnią kwaskowe tony niedojrzałego jabłka.
Kampania perfum Arashi No Umi




