
A to jest pozycja, którą już podciągnąłbym pod kategorię niszową
Maison Matine Tu Te Calmes to zapach, w którym trudno mówić o konkretnych nutach deklarowanych przez producenta. Jest zielony i kwiatowy, i nieco zasuszono-drzewny, i słoneczny. Gdyby ktoś mnie zapytał w ciemno, jaka jest tu nuta główna, to powiedziałbym, że neroli. Natomiast ta kompozycja nie pachnie neroli. Jest za to w pewien niewielki sposób podobna do Nicolai Musc Monoi, Guerlain Nerolia Vetiver i Jacques Fath Curacao Bay, w których nuty neroli/petit grain były bardzo widoczne. Moja odpowiedź byłaby zatem na zasadzie analogii, a nie faktycznego wrażenia.
Widzę tu opadły, jeszcze zielony, ale nieco obeschnięty liść palmy. Liść jest pokryty piaskiem. W tle (nie na pierwszym planie) wyraźnie czuć błękit morza i cytrusy (olejek ze skórki cytryny i molekuła Calone). Gdzieś w tym piasku widać drobinki soli morskiej. A palma była kokosowa, bo słychać tu pewne subtelne, mleczne echa. Z czasem pojawia się paradoksalnie więcej zieleni, jakby roztartych w dłoniach liści figowca. Te liście jednak też są nieco zasuszone. Na pewno to nie jest figa wiosenna, pełna soków i kwaskowa.
Zewsząd rozpościera się też przyjemne ciepło. Nie upał. W bazie, Tu Te Calmes wchodzi w aromat ziołowej łąki pod koniec lata zestawionej z wonią bezzapachowego balsamu do ciała. Fundament jest wetiwerowy, zielony. Trochę wypada tak jakby z korzenia wetiwerii zrobić puder. Wetiwer wyczuwalny w bazie jest jedyną nutą w tych perfumach, która brzmi bezpośrednio i jest łatwa do detekcji. Czuć też nieco przedawkowane ISO E Super.
Opinia końcowa o perfumach Maison Matine Tu Te Calmes
Na pewno docenić należy oryginalność tej kreacji, bo nie jest bezpośrednio podobna do żadnych znanych mi perfum (nawet wymienionych w pierwszym akapicie).
Kampania perfum Tu Te Calmes




