
Dzisiaj o wielkiej premierze włoskiej marki.
Xerjoff Coro to zapach, który należy do nurtu tropikalno-owocowego. W mojej ocenie daleko mu jednak do brzmień Erba Pury. Akord wykreowany w największym bestsellerze marki, to majstersztyk, choć wiele osób może twierdzić inaczej. Coro tak zjawiskowe nie jest. Nie jest też tak charakterystyczne.
Rozpoczyna się straszliwie tanio. Akord gumy rozpuszczalnej, bardziej malinowo-truskawkowej niż tropikalnej, nie generuje szczególnie szlachetnych wrażeń. Xerjoff wielokrotnie pokazywał, że tonami owocowymi potrafi grać na mistrzowskim poziomie, którego jednak tutaj nie sięga.
Coro później pachnie ananasem, który podkręcono słodkimi, niestety chemicznymi kwiatami. Dalej to kompozycji ulepna, zasłodzona do granic, ale bez charakterystycznej nuty ambrowo-erbapurowej. Prezentuje też akordy szminkowo-brzoskwiniowe i ciepłe. Gdzieś w tle migną skojarzenia z cukrem pudrem i czymś miękko-plastelinowym.
W ogóle w miarę upływu czasu kompozycja staje się bardziej jak różowy balsam do ciała o aromacie miksu owocowego. Niesie wrażenie komfortu, otulenia, rozgrzanej waniliowości z kroplą mleka. Dochodzimy do pewnego paradoksu – nie są to bowiem nuty o jakiejś szczególnej wartości lub oryginalności, całość pachnie w każdym momencie sztampowo i dość niedrogo, ale niesie przyjemność. I po prostu chce się Coro wąchać. I jest to czynność przyjemna. Może po prostu czasami każdy z nas potrzebuje takich zapachów
Kojarzyć się też może z lizakami owocowymi w kulce.
Opinia końcowa o perfumach Xerjoff Coro
To prosta, ale mogąca nieść radość kompozycja. Sztuczna jest bólu zębów, ale czasami takie przyjemności można sobie dawkować. Byle nie przesadzić.

Kampania perfum Coro




