
Czasami określenia producenta bywają zaskakujące.
Dla przykładu: Chloe Nomade Absolu nazywane są perfumami drzewno-szyprowymi. O tyle to dziwne, że ani szypru, ani drewna nie znajdziemy tu na pierwszym planie. W zasadzie to trudno się dopatrzeć tych elementów i na dalszych planach. To bowiem zapach przede wszystkim plastikowy (ale to nie do końca wada, o dziwo) i owocowy, utrzymany w klimacie klasyka, ale ze zmienioną mocą poszczególnych składników.
Wyraźniej zaakcentowano akord mirabelkowy. Jest słodko, wręcz ulepnie, syntetycznie. Skojarzenia mogą iść w dwóch, choć zbieżnych kierunkach. Pierwszym z nich niech będzie owoc, który jest na granicy przejrzałości. Gdybym nie przeczytał, że to mirabelka, to pewnie w ciemno bym nie zgadł. Osobiście odbieram to jako mieszankę śliwki i moreli, lecz zakładam, że skojarzenie mogą być u każdego nieco inne. Zresztą nie to jest tu istotne. Chloe wykreowało bowiem owoc w bardzo ścisłym punkcie czasu. Czuć, że mnóstwo w nim cukru (wręcz słodziku). Czuć, że na skórkę już opadają zarodniki pleśni. Za moment zacznie się gnicie i psucie. Skórka jest tak miękka, że dotknięcie palcem powoduje jej pęknięcie. ALE to wszystko się nie dzieje. To jest ostatni moment, kiedy z owocem jeszcze nic złego się nie stało.

Jedynie można dostrzec początek fermentacji alkoholowej. To zaś może zepchnąć nasze skojarzenie w kierunku likierów i słodzonego absyntu, lecz to ledwie echa. I być może zasługa dawany deklarowanej w składzie.
Drugi obraz to owocowy miód, który słodyczą zalewa nam nos. Poziom cukru w Chloe Nomade Absolu jest kolosalny, zwłaszcza przez pierwszą godzinę, do dwóch. Efektem tych dwóch, równoległych obrazów jest to, że początek utracił subtelność i piękno znane z pierwotnej odsłony Chloe Nomade EdP. Wątki kwiatowe zostały tu zredukowane i pozostają niemal niewidoczne.

Jednocześnie kompozycja zmienia się w kierunku raczej niepożądanym. W bazie jest podobna do klasyka. Dość chemiczna, miałka, bez wyrazu, ale o jednak o punkcik lepsza.
Gra produktu to dwie sceny: mocny początek, później rach/ciach, i zostaje na skórze coś zupełnie innego – bez charakteru. Kwestią zasadniczą pozostaje pytanie, jak perfumy będą się zachowywały na konkretnej osobie.
Kolejną kwestią jest fakt, że Chloe Nomade Absolu dość dobrze prezentuje się na materiale. Zatrzymuje się w pół drogi między lepką słodyczą owoców a miałką bazą. I wówczas to woń bardzo przyjemna.

Ostatnim aspektem, który muszę poruszyć jest to, że perfumy te są, niestety, plastikowe. Wdzięk klasyka uciekł, a Chloe serwuje nam topór. Dziwne w tym wszystkim jest to, że jest w tym coś przyjemnego. Taka perwersyjna rozkosz, która płynie wraz z sokiem z tej sztucznej, zasłodzonej mirabelki.
Opinia końcowa o perfumach Chloe Nomade Absolu de Parfum
Osobiście zapach ten bardzo, bardzo mi się podoba. Mogę powiedzieć, że ta plastikowa sztuczność jest niesamowita, co jednak nie zmienia faktu, że to nie jest dzieło sztuki. Nomade Absolu de Parfum zmieniają się w małym zakresie, nie są naturalne, mają kiepską bazę i jakość składników jest tutaj niska, ale jest w nich coś, co sprawia, że mnie się podobają – to jednak subiektywna opinia. Obiektywnie to przeciętniak.

Kampania perfum Chloe Nomade Absolu
https://www.youtube.com/watch?v=-YzF8HGWOyU

Wszystkie zdjęcia i informacje oficjalne pochodzą ze strony chloe.com



