
I kolejne perfumy z Akigalawood…
Na szczęście Parfums de Marly Castley to woń niesłodka, bo słodkich „akigali” to już ostatnio było od groma. Tutaj mamy coś na kształt Bois Imperial, który najpierw poszedł do biura i wypsikał się Dior Sauvage, a później poszedł na siłownię i wypsikał się jakimś letnim limitowanym sporciakiem od Bossa, D&G lub Lacoste.
Efekt tego jest taki, że moc Akigalawood została zniwelowana. W zamian za to mamy akord ambroksanowo-drzewny oraz cytrusowo-sportowy. Wszystko jest raczej sztuczne i wypłowiałe, ale podejrzewam, że będzie to his sprzedażowy (jak wszystko z Akigalawood) na miarę poprzedniej nowości tej firmy – Althair. Wynika to z tego, że to perfumy uniwersalne, bezpieczne i bez naturalnych dominant.
Opinia końcowa o perfumach Parfums de Marly Castley
Zapach zbędny, chemiczny i bezpieczny do granic możliwości. Akigalawood w otoczeniu molekuł ambroksanowo-drzewno-sportowych to jednak nie jest sztuka perfumeryjna. Stąd dość niska ocena, którą obniża dodatkowo brak rozwoju kompozycji w czasie i prosta budowa. Natomiast daleki jestem od tego, żeby mówić tutaj o jakiejś tragedii totalnej.
Gdyby Lacoste/Adidas zrobił swój pierwszy męski zapach z Akigalawood, to on mógłby pachnieć właśnie tak…

Kampania perfum Castley




