Będąc dziś w perfumerii zaaplikowałem około 6-7 dawek na czystą skórę. Zrezygnowałem z dalszych testów innych kompozycji, aby nakreślić szkic tego zapachu.
Początek jest wybitnie miętowy. Ostry, świdruje w nosie, ale ma też jakiś czarny pierwiastek. Może słuszne byłyby skojarzenie z węglowym pyłem oblepiających nozdrza i tym samym zmuszającym do kichnięcia? Coś w tym jest, ale jednocześnie nie chcę kreować tu podobieństw do kadzidła Kamali. W Noir Marine węgiel stanowi 1 % miętowej…
W sercu Noir Marine zaczyna robić się ciepło, sucho i ozonowo. Oczywiście nie jest to ozon znany z męskiej perfumerii. Bardziej przypomina trójatomowy tlen wydobywający się z kserokopiarki. Na tym etapie skojarzenia z dziwadłami Comme des Garcons nie będą błędem. To również pozytywna strona tych perfum.
Zdecydowanie słabiej wypada baza. Ta pada w objęcia nieprzyzwoicie chemiczne. Co gorsza, trudno je usprawiedliwić. Deklarowanych żywic nie czuję. Tytoń może i się pojawia, ale w stężeniu homeopatycznym. Przyjmuje tu słodkawą woń znaną z innych tytoniowców, np. Tobacco Vanille.
Polecam jednak testy Noir Marine, ponieważ mam wrażenie, że na innych skórach może zamienić się nie do poznania. Widzę, że ma potencjał. Że węglowa głowa może przetrwać dłużej i zmienić się w żywiczno-tytoniowe cudo.
Nuty: tytoń, żywice, mięta
Rok powstania: 2011
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 400 zł za 100 mL
Trwałość: dobra, około 7-8 godzin
Fot. nr 2 z 123rf.com