Chciałbym napisać, że odkryłem wspaniałe, poruszające pachnidło na miarę Le Male.
Nie napiszę jednak, ponieważ perfumy Jean Paul Gaultier Le Beau nie są nawet ich popłuczynami. To syntetyczny, niby kokosowy, niby tonkowy koszmarek. Wyróżnia go to, że nie ma w nim porażającej słodyczy, której mogliśmy oczekiwać (oczywiście, słodycz jest, ale mogło być jej więcej). W zamian za to od samego początku czuć jakieś zakurzone utrwalacze i imitacje drewna, wspomnianej tonki czy piżma.
W bazie robi się jeszcze bardziej płaski i w zasadzie pachnie jak pusty flakon po Carolina Herrera Bad Boy’u,(albo jakimś innym zapachu z serii Le Male) który leżał z rok otwarty. Jeśli chodzi o coś „na plus”, to może trochę kręcący niuans pieprzowo-cytrusowy na początku. Jednak nawet on gra na tragicznie marnej kanwie czegoś drewnopodobnego. Styl nuty kokosowej jest podobny do tej z Guerlain Coconut Fizz, ale sama jakość wiele, wiele razy gorsza.
Opinia końcowa o perfumach Jean Paul Gaultier Le Beau
O ile jakoś mogłem się dopatrzeć pewnej werwy w damskiej La Belle, o tyle tutaj jest bardzo kiepsko. I nawet nie chodzi o to, że składniki są niskiej jakości, ale samo ich połączenie jest drętwe. Nie starano się ani imitować natury, ani zrobić jakiegoś dzieła sztuki (jakie zdarzały się w rodzinie Le Male wcześniej). Cała para poszła w projekt flakonu i otoczkę marketingową.
Nawet trudno o tych perfumach coś napisać, bo nie są jakieś 0/10, ale ikry nie ma w nich za grosika.