Nie wierzę. Nie wierzę, że marka, która wylansował takie perełki jak Tiffany Intense czy Sheer, nagle prezentuje coś rodem z niskiej półki.
Problemem nie jest nawet fakt, że Tiffany & Love for Her pachnie świeżo i lekko. To jest po prostu cechą kompozycji. Można wręcz powiedzieć, że cytrusy są tutaj podane w sposób całkiem ciekawy, jeśli rozpatrujemy klimat ogólny. Chodzi o to, że nowe perfumy Tiffany przypominają np. ostatnią premierę Iceberg Since 1974 for Her. Mamy zatem sporo zieleni, jakiś ładunek słodyczy, coś kręcącego w nosie, jakieś drewienko. Wszystko wydaje się super, lecz tak nie jest…
Kiedy powąchamy obie kompozycje nadgarstek do nadgarstka, okaże się, że to ten taniutki Iceberg pachnie znacznie ciekawiej i „drożej” od luksusowych Tiffany & Love. Tutaj mamy wszystko mało ruchliwe, dość płaskie i syntetyczne. Na początku całość wręcz zionie jakimiś detergentami, które wykrzywiają nos.
I nawet trudno rozpisywać się o tych perfumach. Pewnym plusem jest to, że faktycznie zawierają sporo nut, które jednak nie grają nawet w połowie tak ciekawie jak u konkurencji. Na pewno wyczujemy tu cień porzeczki, tony ziołowe i charakterystyczną, słodkawą nutę drzewną.
Im dalej w las, tym więcej taniości i niskopółkowości.
Opinia końcowa o perfumach Tiffany & Love for Her
Łatwe, rześkie i, niestety, tanio brzmiące perfumy na lato. Trudno jednak się nimi emocjonować, kiedy wokół mamy dziesiątki, setki po prostu lepszych zapachów, które często są też sporo tańsze.