To kolejne perfumy sygnowane nazwiskiem Alberto Morillasa, czyli w praktyce nie wiemy, kto je naprawdę zrobił
A to kompozycja akurat ciekawa i warta testów, ponieważ w końcu doczekałem się w rodzinie Daisy czegoś, co nie powala nudą na kolana. Nowe perfumy Marc Jacobs Daisy Eau So Intense łączą bowiem klasycznie „ładny” aromat Daisy z jego upodloną alternatywą z Daisy Dream. Ta część akurat mnie nie ekscytuje, ale później dochodzi do tego akord kurkdjianowski. Wówczas, całość zaczyna zyskiwać. O dziwo, nawet ten tani i masowy wątek nagle staje się bardziej wartościowy w szlachetniejszym otoczeniu.
Od razu powiem, że nowa wersja to nie jest klon Rouge Baccarat. Ten charakterystyczny akord nie ma aż takiej mocy, nie jest tak bandażowo-drzewny. Wszystko zachowuje się trochę tak jakby twórca zawiesił go w pół drogi między Baccaratem a dobrej jakości owocową Escadą. To jest wrażenie z pierwszych kilkudziesięciu minut. I właśnie w takim otoczeniu gra klasycznych akordów rodziny Daisy sprawia przyjemność. Nie są one odbierane jakoś makabrycznie tanio lub chemicznie.
Zaznaczam jednak, że moc akordu baccaratowskiego jest tu niezbyt duża, ale jednocześnie czas jego trwania jest dobry – nie zły, nie genialny, ale na pewno powyżej średniej. Wspominam o tym w kontrze do wielu opinii o bardzo niskiej, nawet jedno-dwugodzinnej trwałości.
W poczet zalet zalecam płynną, ale wysoką zmienność. Marc Jacobs Daisy Eau So Intense cały czas się zmieniają i ewoluują na skórze. Nie jest to może zawsze najbardziej szlachetny i naturalny obraz, ale nie razi taniością i po prostu sprawia przyjemność noszącemu. Tak naprawdę znajdziemy tutaj większość wątków współczesnej perfumerii: akord masowo-białokwiatowy, akord baccaratowski, akord piżmowo-drzewny, akord koktajlowo-tropikalny i akord plażowo-złocisty. Choćby w tego powodu warto zobaczyć, jak perfumy ułożą się na skórze – stąd szczerze polecam testy.
Opinia końcowa o perfumach Marc Jacobs Daisy Eau So Intense
Zaskoczył mnie fakt dużej żywotności i zmienności kompozycji. A prawdę mówiąc, w ogóle nie miałem w planach pisania tej recenzji, bo w rodzinie Daisy już dawno nie widziałem niczego wartego uwagi.