Wow! To kompozycja, która robi wrażenie
Perfumy są miętowe, ale też drzewne, botaniczne i ziołowe. Pierwsze skojarzenia poszło w kierunku kwiaciarni, w której kwiatom obcięto płatki, a zostały same łodygi i liście. W powietrzu czuć aromat wody z wazonów. Jest wilgotno, chłodno. Czuć charakterystyczny zapach tynku, na którym pojawia się zaczątek pleśni. To efekt niesamowity i wyjątkowy, a przy tym przyjemny, bo nie przekracza progu intensywności przy którym kojarzyłby się negatywnie.
Później widać, że pomiędzy kwiatami zaczyna rosnąć mięta. Niestety (albo „stety”) wody w wazonach Sisley jest tak dużo, że zaczyna się proces fermentacji. Kto zostawił resztkę herbaty miętowej z torebką lub liśćmi na dnie będzie znał ten aromat, który wydobywa się w kubka po 2-3 dniach. On nie ma za wiele wspólnego z mentolem i olejkiem miętowym, a znacznie bliżej mu do marihuany. Swoją drogą polecam taki eksperyment w domu zrobić, żeby poznać nowy aromat.
Cóż jeszcze czuć? Powiedziałbym, że elementy butwiejącego drewna z cieniem cmentarnych, hipnotyzujących kwiatów. To jednak tylko małe detale.
Interesująco jednak prezentuje się ścisła baza. Dominuje w niej geranium w kosmetycznej formie a’la sklep zielarski. Efekt jest bardzo naturalny i wyczuwalny wiele godzin po aplikacji. Co warto napisać, w L’Eau Revee d’Hubert nie czuć tanich utrwalaczy. Kompozycja nie traci jakości z czasem.
Opinia końcowa o perfumach Sisley L’Eau Revee d’Hubert
Nie recenzowałem jeszcze wszystkich pozycji z tej kolekcji, ale testowałem już każdą i mogę powiedzieć, że L’Eau Revee d’Hubert to najmocniejszy zawodnik w nowej serii marki Sisley (nawet nieco lepszy od szyprowej Isy). Naprawdę warto go poznać, choć zakładam, że wzbudzi też bardzo różne odczucia.