Zaledwie kilka miesięcy temu pojawił się na rynku Sherwood – ciekawa interpretacja tonów czerwonego pieprzu i sandałowca
Teraz marki przedstawia kompozycję już wprost drzewną, bez żadnych większych dodatków. W Memo Inverness nutą główną uczyniono sandałowca w połączeniu z cedrem oraz innymi drzewnymi składnikami – gwajakiem i amyrisem.
To zapach znacznie prostszy niż inne pozycje tej firmy. Od samego początku do bazy pachnie w sposób spójny. Akord główny nie zmienia się tu w jakiś spektakularny sposób. Ma jednak wyraz naturalny (choć nie w 100%), mocno drzewny, ale z pudrowym twistem. Na pewno dużo jest tu komfortowych piżm, które rozmiękczają drewniane tony.
Inverness jest kremowy, jasny, nie ma zbyt wielu drzazg. Na początku prezentuje trochę ciepłej cytrusowości. Później jest bardziej mleczny i pachnie czysto. Mimo użycia cedru, nie pachnie choinkowo. Mimo użycia gwajaku, nie ma też charakterystycznej dymnej maniery. Widać, że twórcy zależało na utrzymaniu czystości brzmienia.
Drzewno-mleczne tony mogą kojarzyć się z kompozycjami figowymi. Kompozycja jest też pudrowa i piżmowa. W tym woalu gra akord sandałowca. Te wszystkie inne niuanse stanowią tak jakby ramę dla drewna. Pewnym minusem jest to, że czasami całość wybrzmiewa zbyt mainstreamowo i syntetycznie, ale to nie są istotne wady.
Opinia końcowa o perfumach Memo Inverness
Poprawnie złożona kompozycja, ale w tym temacie nie wypada spektakularnie, ani się nie wyróżnia. W starciu bezpośrednim przegrałaby w mojej ocenie np. z Voile d’Ocre.