Z tym zapachem możemy mieć pewne trudności, ponieważ niełatwo ustalić jego początek na linii czasu
Wedle źródeł najpopularniejszych (ale nie w 100% pewnych) pierwsze perfumy Guerlain Cherry Blossom powstały w 1999 roku i później często były prezentowane jako ekskluzywne edycje limitowane w bogato zdobionych butelkach. Wyjątkiem był rok 2008 lub 2009, kiedy kompozycja została przedstawiona pod tańszym szyldem Aqua Allegoria. Istnieją poglądy, że skład każdej z nich bazował na tych samych składnikach, które były tylko dostosowywane do aktualnych wymogów prawnych. Nie mam jednak wiedzy i możliwości, aby to zweryfikować. Zatem aktualna recenzja dotyczy konkretnie odsłony Guerlain Cherry Blossom Millesime 2024. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że poprzednie edycje ostatnich lat pachniały niemal identycznie.
To zapach prosty, rześki i herbaciany z początku. W sumie można powiedzieć, że składa się z dwóch akordów. Wspomnianą herbatę połączono na początku z cytrusami. Później kompozycja nabiera charakteru mydlanego, nieco bardziej złożonego i sięgającego swoim klimatem aż to lat 40. Można powiedzieć, że to szpitalne piżmo połączone z delikatną nutą kwiatów goździka, jakichś niezbyt drogich detergentów i lekko zatęchłych, czystych prześcieradeł, które zbyt długo leżały w szafie.
12 lat temu na blogu pojawiła się kontrowersyjna recenzja perfum Nina Ricci L’Air du Temps. I właśnie ten akord znalazłem w Cherry Blossom. Co prawda Guerlain zagrał nim w dużym rozcieńczeniu, ale pozostaje on widoczny – zwłaszcza, kiedy cytrusowa herbata nieco straci na sile. Pomijając kwestie tego, czy komuś się to podoba, czy nie, akord ten nie ma aż takiej złożoności jak Nina Ricci. Stąd finalnie ocena tych perfum jest dość niska.
Opinia końcowa o perfumach Guerlain Cherry Blossom
Dwuczłonowy zapach, którego prosta kompozycja nie wzbudza zachwytów.