W kwestii perfum marki Prada mam spore zaległości. Kilka dni temu pisałem o zjawiskowych Infusion de Figue, które w swojej kategorii są świetne
Dzisiaj o najnowszej premierze, już z 2024 roku, Prada Infusion de Gingembre. Te jakoś szczególnie zjawiskowe nie są. Ich podstawową cechą jest to, że zostały pozbawione akordu „pradowego”. To eleganckie i luksusowe złożenie irysa, ambry, może piżma, stanowi podpis włoskiej marki i element niezwykle wartościowy. Infusion de Gingembre powstało bez nawiązań do niego.
Jest to kompozycja dość prosta, świeża. Imbir jest w niej wyczuwalny, choć nie jest szczególnie mocny. Powiedziałbym, że to takie nawiązanie do Guerlain Ginger Piccante, choć w bardziej wypłowiałej wersji. Chodzi o to, że Prada podsuwa nam pod nos perfumy jakby wygładzone, bezpieczne. Imbir przedstawiono w nich bez pikantności i iskier. Trochę gra to tak, żeby nikogo nie urazić i spodobać się wszystkim jednocześnie.
Pokłosiem tego jest chemiczny wydźwięk serca. Czuć w nim jakieś niezbyt drogie piżma, molekuły drzewne. Można tam znaleźć coś na kształt akordu drogerii lub czystości, ale nie ma to w ogóle podejścia do jakości z jaką kojarzymy zazwyczaj produkty marki Prada. W bazie to wszystko wchodzi w obszary męskich, sportowo-drzewnych fundamentów, które znamy z wielkiej ilości premier.
Początek może być mylący, bo to taki imbir w dość eleganckiej, choć bardzo ułożonej formie. Później jakość kompozycji Prada Infusion de Gingembre szybko spada.
Opinia końcowa o perfumach Prada Infusion de Gingembre
Myślałem, że to będzie jeden z jokerów tego roku, ale wypada w mojej ocenie znacznie gorzej od zeszłorocznej edycji Infusion de Figue. Również w kategorii perfum imbirowych nie jest to coś, co warto polecić.