Znowu nie mamy tutaj wprost nawiązań do klasyka
Estee Lauder White Linen Legacy to perfumy pościelowe. Carlos Benaim mocno przesunął jest w obszary pralniane, które znamy z niszy (choćby z tanich MFK 724 czy świetnych Frederic Malle Acne Studio). Czyste aldehydy rodem z magla, rozgrzane żelazko na wykrochmalonej pościeli i odrobina cytrusów – to obrazy, które definiują większość gry tej kompozycji.
Cechą, która zwraca uwagę jest jej mała zmienność. Znacznie mniejsza niż w klasycznych White Linen. Tak samo było w przypadku Knowing Legacy, które jednak w dużym stopniu wybroniły świetne składniki. Tutaj mamy składnikową biedę… Zapach jest chemiczny, tani i płaski. Na początku może odrobinę kwiatowy, wręcz konwaliowy. A później wchodzi w te czystościowe akordy i zamiera. Akcentem dominującym staje się jonon-alfa, czyli namiastka fiołka imitująca jego pudrowość i czystość. Przez to wizja magla, pralni, pościeli i całej reszty jest jakby dwuwymiarowa, toporna, jak z klocków…
W pierwotnym White Linen czystość aldehydów była kluczowa, ale tam to wszystko było baśnią Andersena. A tutaj mamy coś na kształt młodzieżowego Bravo.
Opinia końcowa o perfumach Estee Lauder White Linen Legacy
Nie widzę w tej wersji niczego zaskakującego. To nie jest nawet namiastka White Linen, ani godne polecenia uwspółcześnienie.