Zmierzam do końca testów nowej kolekcji Estee Lauder, która okazała się raczej przeciętna
Jednak Estee Lauder Azuree Legacy jest brylancikiem. Założyłem, że to będzie chemiczny świeżak, a rzeczywistość zaskoczyła mnie bardzo na plus. Rozpoczęcie od razu przywołuje na myśl mineralną paczulę wrzuconą z krzemienie. Efekt ten występował choćby w Diptyque Rose Roche. Tutaj jest jednak zdecydowanie bardziej bogato.
Równocześnie mamy dużo cytrusów, choć nie są one deklarowane w oficjalnym spisie nut. Powiedziałbym, że to cytryna z bergamotką. Jest kwaśno, ale i zielono. Nie ma za to słodyczy. Ta zieleń cytrusowych liści podbijana jest zielenią świeżych ziół, które przypominają nieco O de Lancome. Start należy ocenić jako wybitny. Połączenie akordu cytrusowo-ziołowego z mineralną paczulą to coś pomiędzy 9,5 a 10. Brzmi naprawdę świetnie.
W drugim akcie pojawia się nuta kminu (nie mylić z kminkiem), co sprawia, że Azuree Legacy traci sporo walorów sprzedażowych i staje się kompozycją „trudną”. Jeszcze w pierwszych fazach, kiedy kmin gra w otoczenia akordu rozpoczynającego (w mocnym ziołowo-cytrusowym twistem), nie jest to wielki problem. Z czasem jednak wychodzi charakterystyczny ton drzewno-zwierzęcy i tutaj już łatwo przestaje być. Pojawia się coraz więcej elementów szyprowych, mszysto-drzewnych z akcentami skórzanymi.
Natomiast nie znika paczula. To sprawia, że kmin może razić tylko przez krótki czas, między akordem głowy a sercem. Później zaczyna bowiem niknąć wśród pozostałych nut, a wspomniana paczula w swojej mineralnej formie kołacze na czołowych planach. Azuree Legacy staje się kompozycją gorzką, wytrawną, chłodną.
Paradoksalnie, po czasie znowu pojawia się wątek cytrusowy i całość zaczyna przypominać klasyczny, męski szypr lat 70. czy 80. Ale też nie na długo. Estee Lauder korzysta ze złożenia nut w kształt chłodnej skóry, którą poznaliśmy w Armani Cuir Amethyste czy Bottega Veneta Eau de Parfum. Kontrastem do tego jest ciepło goździków zmieszane z inną, bardziej puchatą i przyjazną frakcją paczuli. To z kolei rodzi pewne połączenia z Chanel Egoiste lub klasycznym Givenchy Gentleman. Na końcu kompozycja zyskuje komfort przez kremowe tony drewna sandałowego. Pachnie bardzo szlachetnie od startu po samą metę.
Opinia końcowa o perfumach Estee Lauder Azuree Legacy
W praktyce mały sens ma opisywanie wrażeń węchowych generowanych przez Azuree Legacy, ponieważ ich jest tak dużo, że na każdym wybrzmią finalnie inaczej. Niektóre mogą zaniknąć, a inne się pojawić. Nie zmienia to jednak faktu, że to perfumy wybitnie złożone ze składników najwyższej jakości. Są świeże na początku, a później też paczulowo-mineralne, skórzane, korzenne i szyprowe. Bogactwo charakterów jest tu zachwycające…