Czas zatem na nowy duet od włoskiej marki luksusowej
Valentino Donna Born in Roma Extradose to ponoć perfumy podobne do odsłony Intense, w co jestem w stanie uwierzyć (pominąłem niegdyś jej testy). Widzę bowiem podobieństwa do klasycznej Donna Born in Roma z 2020 roku. Tutaj poziom słodyczy został wydźwignięty do jakiegoś ekstremum. Niestety, wzorem poprzednika, jest to słodycz okropnie sztuczna. Tony plastikowych słodzików leją się z nieba w otoczeniu równie plastikowej nuty owoców (i cytrusów rodem z tych megakwaśnych gum do żucia, które się rozgryzało i wypływał z nich palący język syrop). Pewnym plusem jest to, że akord rozpoczynający jest sztuczny, ale pociągający. To trochę tak jak dziecko, które stoi przed sklepem z żelkami czy tymi wszystkimi innymi, syntetycznymi łakociami. Niby, wiemy, że to jest okropne, niezdrowe, ale jednocześnie jest kolorowe i nęcące… i czasami smaczne. W przypadku Donna Extradose jest tak samo.
Po 2-3 godzinach akord słodko-owocowy z drukarki 3D opada, a kompozycja staje się standardowym miksem kwiatowo-owocowym znanym z niskiej/średniej półki. Po 4-5 godzinach pojawia się akord tłustawo-orzechowy, jakby bardziej drzewny. To pozwala ocenić bazę Donna Born in Roma Extradose nieco łaskawszym okiem, choć wciąż nie są to żadne wyżyny sztuki perfumeryjnej. A już na pewno nijak się mają do świetnej odsłony Stravaganza z zeszłego roku.
Opinia końcowa o perfumach Valentino Donna Born in Roma Extradose
Propozycja Valentino oszałamia zjawiskową (choć potwornie sztuczną) słodyczą początku. Przyznam, że to złożenie nut wyróżnia się i potrafi zrobić wrażenie, więc dołożę za to dodatkowe punkty.